Żydzi jak hitlerowcy
Nie ma wątpliwości, że język jest bronią obosieczną. Podczas, gdy jedne stronnictwa obdarzają dziś co bardziej radykalnych polityków i działaczy mianem "rasistów" czy "faszystów", ci, zwykle w dość kuriozalny sposób, starają się odwrócić sytuację. Sięganie po teoretycznie najcięższe (a w praktyce: dowodzące polemicznej niemocy) działa w rodzaju porównania danych praktyk politycznych do tych znanych z Trzeciej Rzeszy również ma zdecydowanie wcześniejszy rodowód, niż mogłoby się nam dziś wydawać:
"(...) Ktoś może powie w przyszłości, że jest to gorzki paradoks, ale słowa te stosują się przede wszystkim do Żydów; ma to swoją wymowę w kraju, w którym w latach 1967-1969 rządziły w praktyce ustawy norymberskie, w kraju, w którym węszono, kto jest Żydem, a kto nie, w którym się zastanawiano, jaką kto ma babkę. O żydowskim rasizmie pisze Putrament (...). Nie oszczędził sobie (...) porównywania Żydów do hitlerowców. Cytat wystarczy: "Polityka izraelska ostatnich lat, sprawność międzynarodowej organizacji syjonistycznej, krańcowość ich religianckiej i rasistowskiej polityki każą wątpić o zdrowym rozsądku historii. (...) Po straszliwej tragedii Żydów europejskich za drugiej wojny światowej cóż oni wybrali za przykład, gdy dorwali się do własnego państewka? Straszliwą zasadę hitlerowską: łączenie sytuacji jednej ze stron w sporze z funkcją sędziego, a nawet kata". To "państewko" jest też charakterystyczne: pisze się o nim zawsze jako o okrutnym agresorze (robi to także Putrament), ale pragnie się wzbudzić
pogardę również innymi środkami, choćby przez takie deminutywy.