Wygrywa Szewińska, przegrywa Kirszensztein
Wyliczanki dotyczące tego, kto jest prawdziwym i Polakiem, a kto do tego miana - co najwyżej - pretenduje to rzecz doskonale znana choćby i ze współczesnych mediów. Internet pełen jest kuriozalnych list dotyczących prawdziwej tożsamości wielu osób publicznych. Owe "dokumenty" obfitują rzecz jasna w dowody na to, że prawdziwe dane "polakożerców" zostały w toku historii zafałszowane. "Zła mowa" dostarcza natomiast dowodu, że PRL-owskie władze próbowały swego czasu celowo zastąpić obco brzmiące nazwisko tym rdzennie polskim:
"(...) zarzucono jej (tj. Irenie Kirszensztein-Szewińskiej - przyp. MW), że celowo upuściła pałeczkę w sztafecie, by w ten sposób pozbawić Polskę medalu olimpijskiego (jeden medal zdobyła zresztą w innej konkurencji). (...) Interesują mnie manipulacje dwoma nazwiskami. Kirszenszteinówna zdobyła sławę pod swym panieńskim nazwiskiem, jest ono znane i w Polsce, i w świecie. Wyszła niedawno za mąż, prasa zaczęła więc ją nazywać po prostu Szewińską, tak jakby pierwsze nazwisko, znane powszechnie, w ogóle nie istniało. Reprezentantka Polski nie może przecież nazywać się tak podejrzanie. Przypadek Kirszensztajnówny jest szczególny; przysporzyła ona Polsce tyle sportowej sławy, że chciano by raczej wyeliminować złe nazwisko, stąd kariera nazwiska Szewińska". Leszek Kołakowski podobno powiedział w czasie olimpiady: "Szewińska zdobyła złoty medal, Kirszensztein zgubiła pałeczkę". No cóż, historia jak z Mrożka. Tyle tylko, że chyba nikomu nie powinno być tym razem do śmiechu.