"Synowie El Topo" – recenzja komiksów wydawnictwa Scream Comics
Jeśli cenicie "El Topo" Alejandro Jodorowskiego, bez wahania sięgnijcie po "Kaina" i "Abla" z serii "Synowie El Topo". To kanoniczna kontynuacja jednego z najbardziej niezwykłych i wpływowych filmów, jakie kiedykolwiek nakręcono.
W jednym z wywiadów dołączonych do niedawno wydanego boksu filmów Alejandro Jodorowskiego reżyser wspomina kulisy powstania "El Topo". To historia równie niezwykła i fascynująca co sam film.
"El Topo" z 1970 r. to nakręcony za ok. 500 tys. dol. acid western, w którym reżyser wcielił się w tytułowego bohatera – tajemniczego i bezwzględnego rewolwerowca. W dążeniu do oświecenia porzuca on syna i przemierza pustynię w poszukiwaniu czterech mistrzów broni, aby posiąść ich wiedzę i wyzwać na pojedynek. Potem doznaje oświecenia i staje na czele plemienia zdeformowanych mutantów, aby w finale dokonać samospalenia niczym buddyjski mnich w 1963 r.
El Topo - Official UK Restoration Trailer HD
Choć znajdziemy tu tropy przynależne do najstarszego gatunku kina, Jodorowsky wykorzystuje konwencję westernu jedynie na zasadzie kostiumu. Nakręcony w Meksyku film to transgresywna przypowieść przesiąknięta mistycyzmem, chrześcijańską symboliką i filozofią Dalekiego Wschodu, wypełniona groteskowymi postaciami i bestialskimi scenami przemocy, atakująca Kościół i kapitalizm.
Nic nakręconego przedtem i potem nie zbliżyło się ani na krok do wizji urodzonego w Chile twórcy, który parę lat później stał się cenionym autorem komiksów.
Trudny do przecenienia wkład w sukces "El Topo" miał John Lennon, który podczas premiery swego krótkiego metrażu w nowojorskim kinie Elgin Theathre zareklamował dzieło Jodorowskiego.
Wybuchło szaleństwo, film momentalnie obrósł kultem, a wszystkie oczy zwróciły się na reżysera, który nakręcił jeszcze m.in. "Świętą górę", aby z biegiem lat poświęcić się tarotowi, pisaniu i prowadzeniu sesji terapeutycznych, o których opowiada zresztą jego najnowszy film "Psychomagic: A Healing Art" (2019).
W latach 90. Jodorowsky postanowił nakręcić sequel "El Topo", gdzie mieli pojawić się m.in. Marilyn Manson i Johnny Depp, ale do jego realizacji ostatecznie nigdy nie doszło.
W końcu kilka lat temu zdecydował, że gotowy scenariusz ujrzy światło dzienne w formie powieści graficznej. Tym sposobem dostaliśmy "Synów El Topo", których dwie części zatytułowane "Kain" i "Abel" ukazały się w Polsce nakładem Scream Comics (listopad 2017 i lipiec 2020).
"Synowie El Topo" opowiadają dalsze losy dzieci świętego rewolwerowca. Kain staje się jego sobowtórem i przemierza samotnie pustynię, zmagając się z klątwą, którą rzucił na niego ojciec. Z kolei Abel prowadzi z matką-karlicą obwoźny teatrzyk kukiełkowy. Ich losy w końcu się krzyżują, kiedy matka Abla umiera. Bracia ruszają w drogę, aby pochować ją na wyspie, gdzie spoczywa ciało El Topo, na którego grobie wyrosły złote menhiry - obiekt pożądania grasujących na pustkowiu łotrów.
Automatycznie nasuwa się pytanie, czy aby na stare lata Jodorowsky nie odcina kuponów i cynicznie drenuje kieszeni fanów. "Kaina" i "Abla" przeczytałem zaraz po seansie "El Topo" i nie wyczułem ani jednej fałszywej nuty czy taniego żerowania na pomyśle sprzed lat. Czyta się to świetnie, fabuła płynnie rozwija wątki i idee znane z filmu, ponownie zabierając nas do świata z pogranicza jawy i psychodelicznego koszmaru, podlanego charakterystycznymi dla Jodo humorem i erotyką.
Przeszkodą w realizacji filmowej wersji "Synów" były oczywiście pieniądze i skądinąd słuszne obawy producentów. W najnowszym wywiadzie Jodorowsky wspomina, że potrzebował środków wielokrotnie przekraczających budżet filmu z 1970 r.
Widać to zarówno w "Kainie", jak i "Ablu", gdzie bardziej kontemplacyjne i nastrojowe momenty przeplatają się z wielkimi scenami zbiorowymi czy batalistycznymi. Jak choćby z tą, gdzie armia pod wodzą generała, przekonanego, że jest psem (!), szturmuje klasztor oprychów przebranych za zakonnice.
Impulsem do stworzenia komiksowej wersji "Synów" według Jodorowskiego miało być poznanie rysownika José O. Ladrönna. We wstępie do polskiej edycji reżyser nie określa go mianem genialnego jedynie dlatego, "by nie urazić jego wrodzonej skromności".
I nie ma w tym krzty kokieterii, bo ilustracje Ladrönna, którego polscy czytelnicy mogą kojarzyć m.in. z "Final Incal" (Scream Comics, 2015), istotnie są wspaniałe i w stu procentach oddają surrealny klimat znany z ekranu.
Jeśli więc znacie i cenicie film z 1970 r., to koniecznie sięgnijcie po "Kaina" i "Abla". Natomiast jeśli jakimś cudem nie widzieliście "El Topo", to w pierwszej kolejności nadróbcie zaległości. Bez tego lektura nie ma raczej większego sensu.
Trwa ładowanie wpisu: instagram