Antyterrorystyczna wojna totalna
Zinn odnosi się również do wydarzeń, które były konsekwencją ataku na World Trade Center z 11 września 2001 roku. Wówczas to prezydent George W. Bush, piastujący swoje stanowisko od zaledwie kilku miesięcy, zadeklarował, że USA wyrusza na wojnę z terroryzmem. Jak stwierdził: "Nie będziemy dokonywać rozróżnienia pomiędzy terrorystami i krajami, które udzielają schronienia terrorystom". Zdecydowana postawa Busha spotkała się z aprobatą większości społeczeństwa. Władze pomijały przy tej okazji fakt, że wydarzenia 11 września, jak godne potępienia by nie były, można traktować jako rezultat imperialnej postawy Stanów i rozmaitych grzechów popełnionych na terenach Bliskiego Wschodu.
Wspomniany "brak rozróżnienia" objawił się w praktyce, w bardzo dramatycznej formie. Choć rząd i mainstreamowe media prześcigały się w patetycznych hasłach i peanach na rzecz USA, które wyzwoli świat od terroryzmu, pewien aspekt całej operacji został notorycznie przemilczany: "Pentagon twierdził, że bombardowano włącznie "cele wojskowe", a śmierć cywilów to jedynie "niefortunny" i "godny ubolewania" wypadek. Jednak według Organizacji Praw Człowieka i relacji prasowych zebranych ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej od amerykańskich bomb zginęło co najmniej tysiąc, a być może nawet cztery tysiące afgańskich cywilów" - pisze Zinn.