Biznes krwawy i legalny. Do czasu...
Amerykański dziennikarz przypomina, że aż do lat 70. XX wieku handel ludzkimi organami funkcjonował na świecie właściwie bez jakichkolwiek ograniczeń. Pierwszy rozwiązany spór o legalizację sprzedaży ludzkiej tkanki dotyczyły krwi. Upowszechnienie oddawania krwi sprawiło, że banki krwi i stacje krwiodawstwa zmieniły się w duże, dobrze prosperujące firmy.
"Stacje krwiodawstwa wyrastały jak grzyby po deszczu w dzielnicach nędzy każdego większego miasta. Były tam wówczas równie liczne i popularne, jak dziś punkty realizacji czeków i lombardy. W Indiach związki zawodowe negocjowały ceny krwi z rządem, a wkrótce w całym kraju pojawili się zawodowi dawcy. Cały ten krwawy biznes ratował ludziom życie i mało kto zawracał sobie głowę jego etycznym aspektem" - wspomina Carney.
Wszystko zmieniło się w 1970, gdy Richard Titmuss zwrócił uwagę, że rynek ludzkich tkanek tworzy nierówności w dostępie do nowoczesnej medycyny i że jedynym rozwiązaniem jest stworzeniem systemu opartego wyłącznie na bezpłatnym krwiodawstwie. Ludzie wzięli sobie do serca argumenty Titmussa, a honorowe krwiodawstwo stało się najpierw normą w USA, a później także w innych krajach. Podobne zasady wkrótce zaczęto stosować do wszystkich innych rodzajów ludzkiej tkanki.