Prywatni Bourne'owie
Zafascynowany osiągnięciami Clarridge'a Michael Furlong z Departamentu Obrony opisywał jego ludzi jako "prywatnych Jasonów Bourne'ów", którzy mieli na sobie "więcej podsłuchów niż w życiu widział". Sam Clarridge, rocznik 1932, był zbyt stary by brać udział w działaniach swoich ludzi. Operacją zarządzał więc z bezpiecznego domu na przedmieściach San Diego, a kontakt ze swoimi "Bourne'ami" utrzymywał za pośrednictwem telefonu i laptopa.
Jak łatwo się domyślić współpraca wojska z "CIA cieni", jak swoją siatkę nazywał Clarridge, nie skończyła się dobrze. Owszem, ludzie Clarridge'a odnosili pomniejsze sukcesy, jednak wiele zasług po prostu przypisywali sobie na wyrost, korzystając z chaosu informacyjnego towarzyszącego "wojnie z terrorem". Kiedy jednak przyszło co do czego, brak komunikacji pomiędzy ludźmi Clarridge'a i prawdziwym CIA doprowadził do tragedii. Armia, kierując się informacjami dostarczonymi przez prywatnych "Bourne'ów" zbombardowała spotkanie członków Al-Kaidy odbywające się w Waziristanie Północnym. W jego wyniku zginęło kilkanaście osób, w tym kilku podwójnych agentów pakistańskiego wywiadu ISI. Gdyby Pentagon skonsultował się, tak jak powinien, z CIA, najprawdopodobniej by do tego nie doszło. Ale skąd, "CIA cieni" miało wiedzieć o agentach ISI?
Na zdjęciu: pracownicy Blackwater w Bagdadzie