Romantyzm to bujda
O ile źródeł obsesji Matta można się doszukiwać w miłosnym rozczarowaniu (choć, jak już pisałem, nie wróżę takim poszukiwaniom sukcesu), o tyle Chester Brown odmawia jakiejkolwiek wiary w romantyzm. Jego zdaniem miłość romantyczna to całkiem nowy koncept, któremu nie warto podporządkowywać życia. Uzasadniając takie podejście powołuje się na prace historyków: Denisa Rougemonta i Stephanie Coontz. Cytując ich badania dowodzi, iż* przed XII wiekiem nie widziano nic złego w płaceniu za seks.* Małżeństwa były zawierane z powodów finansowych, zaś porywy serca były traktowane przez Greków i Rzymian jak choroba. A od małżeństwa z powodów finansowych jest, zdaniem Browna, już całkiem niedaleko do prostytucji.
"Osobiście uważam, że największe znaczenie miało pojawienie się nurtu powieści romantycznej w osiemnastym wieku"- pisze, podpierając się cytatem z Coontz: "Przed końcem osiemnastego wieku dobrowolny dobór partnerów zastąpił aranżowane małżeństwa jako społeczny standard. Powszechnie zachęcano do zawierania związków."
W idealnym świecie Chestera Browna ludzie nauczyliby się oddzielać seks od miłości. Kobiety nie czułyby się winne biorąc za niego pieniądze, mężczyźni zaś chętnie by płacili. Nie miałby on nic wspólnego z uczuciami, ani związkami. Byłby po prostu towarem, który ludzie handlowaliby między sobą, tak jak dzisiaj handlują książkami, pracą czy artykułami spożywczymi.