Spotkanie z Donaldem Tuskiem. Inteligentne show z humorem. "Żal, że nie startuje w wyborach"
Donald Tusk na spotkanie autorskie nt. książki "Szczerze" przyciągnął tłumy i w pełni je zadowolił. Stworzył prawdziwe show pełne humoru, mądrych i inteligentnych stwierdzeń i opinii. Jego zwolennicy żałują, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich, ale starają się być przy tym realistami.
"Szczerze" Donalda Tuska może zrobić dobre wrażenie
Książka Donalda Tuska pt. "Szczerze" to osobisty dziennik byłego premiera z czasów jego szefostwa w Radzie Europejskiej. W relacji dzień po dniu poznajemy politykę europejską od kulis - szczegółowe działania organów UE w sprawie brexitu, kryzysu imigrantów i na rzecz poprawy klimatu. Dowiemy się też nieco o życiu osobistym Tuska oraz jego reakcjach na zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Trzeba przyznać, że tematyka bardzo interesująca.
Na spotkanie autorskie przyszły tłumy, w sali w siedzibie Agory brakowało nawet krzeseł. Zdecydowana większość (na oko 4/5 uczestników spotkania) zakupiła książkę "Szczerze" na miejscu po obniżonej cenie. Jej premiera była 2 dni przed spotkaniem, więc trudno o konkretną opinię, ale przyszli czytelnicy byli pozytywnie nastawieni do lektury. Spora część zakupiła kilka egzemplarzy jako prezenty dla członków rodziny. Inteligentnych ludzi zawsze dobrze się czyta i słucha, więc nie ma co się dziwić takim nastrojom.
Sam tytuł też jest mocno przekonujący. "Szczerze" można potraktować jako wyznanie, zwierzenie się z wielu rzeczy z przeszłości. To może zachęcić nie tylko jego zwolenników, ale też przeciwników.
ZOBACZ: Premiera książki Donalda Tuska. "Bałem się jak dziecko"
Donald Tusk stworzony do wystąpień
A propos słuchania – Donald Tusk to urodzony mówca i słucha się go z przyjemnością. Łapie kontakt z publicznością, jego teorie i opinie są podparte konkretnymi argumentami i faktami. Prowadzący spotkanie rozmawiali z nim nt. brexitu, zmian klimatycznych, prezydenta USA, podejścia Francji i Węgier do polityki zagranicznej, braku startu w wyborach prezydenckich i obecnego rządu. Przyznał, że jest realistą, co dało się odczuć w jego wypowiedziach. Jednocześnie podkreślał, że potrzebna jest zjednoczona Europa i Polska jest jej bardzo ważnym elementem.
Przy okazji potrafi wprowadzić nieco humoru. Widownię szczególnie rozbawiło porównanie, że Marian Banaś jako szef NIK-u to sytuacja identyczna, jakby Jacek Międlar został papieżem.
Ludzie żałują, że Tusk nie startuje na prezydenta
Pytani przeze mnie obecni na spotkaniu zwolennicy Tuska, zwłaszcza ci w przedziale wiekowym 35-45 lat, żałują, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich. Część twierdzi, że Małgorzata Kidawa-Błońska i Jacek Jaśkowiak nie mają żadnych szans i Tusk byłby najlepszą opcją dla PO. Stwierdzali to z ewidentnym grymasem niezadowolenia na twarzy. Jednak większość stara się podchodzić do tego realistycznie, tak jak były premier – byłaby fala ataków ze strony partii rządzącej, która utrudniłaby prowadzenie kampanii.
- Potrzeba 9 milionów myślących na 8 milionów cepów – wtrącił mężczyzna z kolejki po autograf, gdy podsłuchał rozmowę nt. kandydatury Tuska.
ZOBACZ: Premier książki Donalda Tuska. Były premier ostrzega przed Emmanuelem Macronem
Tusk wyraził pełne poparcie dla Kidawy-Błońskiej. Pojawiały się wcześniej opinie, że lepszym rozwiązaniem byłoby wsparcie dla Szymona Hołowni. Wyborcy nie są jednak do niego przekonani, szczególnie młodzi. Członkowie młodzieżówki PO twierdzą, że Hołownia nie da rady zrobić odpowiedniego PR-u i kampanii wyborczej z rozmachem, a jego wcześniejsza nieobecność na scenie politycznej i rzadkie komentowanie spraw polityczno-społecznych w internecie tylko działają na jego niekorzyść. Młodzi ze Szkoły Leszka Balcerowicza też podchodzą do jego kandydatury sceptycznie. Jednak widzą dla niego szansę szczególnie u wyborców mocno związanych z Kościołem, ale podchodzących do religii w nowoczesny sposób.
- Nie wiem, czy poparcie ze strony Tuska dla Hołowni jest aż tak konieczne. Nie umiem określić, czy by mu to pomogło, czy zaszkodziło – dodała pani Paulina, z którą zamieniłem słowo po spotkaniu.
Sam, chcąc zamienić choć słowo z byłym premierem, czekałem prawie 1,5 godziny. Ale było warto.