Nie okradamy swoich
Prezesi lokalnych narkotykowych biznesów, tacy jak wspomniany Denis, nierzadko tworzyli na swoim terenie pewien oddzielny system kar. Złodzieje pochodzący z Rocinhi musieli się liczyć z zakazem okradania miejscowych. Do ich obowiązków należało między innymi meldowanie się przed obliczem dona, składanie sprawozdania dotyczącego pochodzenia przedmiotów, które zdobyli danego dnia i oddawanie przywódcy określonej "prowizji". Autor przytacza historię Simone, mieszkanki Rocinhi, której chłopak został na jej oczach okradziony. Poradzono jej, aby porozmawiała z Lulu, który był wówczas szefem faweli: "Simone wyjaśniła, że została napadnięta, i opisała sprawcę. Lulu wysłuchał jej uważnie, a potem powiedział: - To akurat bardzo dobry moment, bo złodzieje właśnie mają się do mnie zgłosić". Traf chciał, że Simone zauważyła złodzieja, gdy wyszła już z budynku, w którym przebywał Lulu: "Podeszła do niego, uderzyła go w pierś i zażądała zwrotu zegarka, który miał na ręce. - Mówiłaś Lulu? - zapytał nerwowo. - Tak - odparła -
ale nie wiedziałam, jak się nazywasz. Oddał zegarek, ale zapowiedział, że jeśli Simone pociągnie tę sprawę z Lulu, to on ją znajdzie". Dziewczyna zdecydowała, że nie podejmie ryzyka i zapomni o całej sytuacji. Złodziej zginął kilka dni później - prawdopodobnie jego nazwisko dotarło do Lulu.