Trwa ładowanie...
recenzja
09-06-2011 11:03

Simonowatość

SimonowatośćŹródło: Inne
d25f8dz
d25f8dz

Podobno jest tak, że co każde siedem lat dochodzi do zupełnej wymiany komórek w naszym ciele – stare stopniowo obumierają i zastępują je nowe. Ten powolny proces zachodzi w nas niezauważalnie, jesteśmy przekonani, że my to my, a nie ktoś inny. Z sobą w przeszłości czujemy ścisły związek, zwykle czułostkowo, nawet ckliwie traktując dzieciństwo czy chmurną młodość.

Jednak Simona Popescu odważyła się na niezwykły eksperyment - spojrzenie na siebie jako zespołu komórek i tkanek sprzed kolejnych wymian. Wyruszyła w podróż niesentymentalną, aby odkryć, kim była mając lat siedem, czternaście czy dwadzieścia jeden. Nie zadowala się obejrzeniem starej fotografii, wysłuchania opowieści rodziców o swych dziecięcych wyczynach lub dotykania pluszowych zabawek porzuconych i zakurzonych na babcinym strychu. Starając się odtworzyć swój zapomniany już portret psychiczny popada w zdumienie, bowiem okazuje się, że właściwie bada kogoś obcego. Boi się małej Simony, jej napadów depresji, dziwacznych zachowań, gwałtownych zmian nastrojów, okrucieństwa, chorobliwej nieśmiałości. Ona sama jako dziecko czy podlotek to transylwański wampir wysysający jej psychiczne soki ustrojowe dorosłej. Choć obraz, który nam maluje, wskazuje raczej na szczęśliwe dzieciństwo – wyrozumiali i mądrzy rodzice, kochany brat, same sukcesy w szkole, to jednak coś niepokojącego było w Simonie Popescu. Udało jej
się zakonserwować na dnie duszy ową dziecięcą oryginalność, która jak nieszczęścia z puszki Pandory wymknęła się na wolność przy ostatniej młodzieńczej wymianie tkanek – w wieku lat dwudziestu ośmiu.

Genialnie dobrany został tytuł powieści. Wężowa wylinka jest martwa, ale jednak kiedyś była żywym naskórkiem, z którego po zrzuceniu pozostał jedynie wyblakły kolor łusek. Popescu przygląda się swoim kolejnym wylinkom, rozgrzebuje szafy w poszukiwaniu pamiętników – żywych świadectw swej magmowatości, braku uformowania i ukierunkowania przy dużym już potencjale intelektualnym. Nie chce pielęgnować w sobie dziecka, raczej stara się je z siebie wyrzucić, bo ów szczenięcy element ją żenuje i zatruwa dorosłość. Ale aby ów nowotwór mógł zostać wycięty trzeba go dobrze zbadać, oddzielić od zdrowej tkanki. Czy to się udaje? Czy warto potępiać ośmiolatkę podziwiającą na podwórku zdechłego kota, szarpiącą się z koleżankami czy zbierającą sreberka od czekolad? Popescu z wielką powagą traktuje sprawy, które inni kwitują co najwyżej pobłażliwym uśmiechem. Jeszcze raz przeżywa niełatwe dziecięce przyjaźnie, które gdzieś się pourywały, bo tak się stać musiało. Przypomina sobie rzeczy zgoła błahe, a jednak wówczas
najważniejsze. Z wielką pasją opowiada o swej miłości do książek, czasem większej niż do ludzi, szydzi ze swoich napuszeń i głupot nastolatki. Gdy potrzeba jest wyrozumiała, niczym swoja własna matka, ale bywa okrutna i niesprawiedliwa wobec Simony sprzed kilku-, kilkunastu lat.

Bardzo lubię prozę pisaną przez poetów. Troska o słowo, o frazę, rytm zdania wyniesiona z mowy wiązanej doskonale sprawdza się właśnie w tego typu powieściach, gdzie czar i zwiewność nieostrych wspomnień jest największym atutem powieści.* Proza rumuńskiej pisarki płynie leniwie jak dzień w środku lata, czasem żal kończyć kolejny rozdział, tak urokliwie zaczęty.* Znajdziemy tu wiele dziecięcych strachów – jak DEDE, prywatny koszmarek i amorficzny, nieokreślony lęk Simony czy niezdrową fascynację książką kucharską, pełną przemocy i ostrych słów. Dowiemy się, co myślą dzieci podglądające dorosłych przez dziurkę od klucza, jak widzą samotność i czym jest dla nich choroba. Powieści nie da się czytać szybko, trzeba ją smakować, najlepiej po kilka akapitów, bowiem poetyckie zagęszczenie może na dłuższą metę męczyć. Wylinka jest naznaczona niespiesznością, ale jest to powolność porównywana z delektowaniem się potrawą przygotowaną przez mistrza kuchni.

d25f8dz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d25f8dz