Od dynamitu przez fake news po Nagrodę Nobla
Jeszcze w latach 50. ojciec Alfreda dorobił się na produkcji min lądowych i morskich, które w trakcie wojny krymskiej niezwykle się Rosji przydały. Odznaczono go nawet złotym medalem imperium. Jednak po zakończeniu konfliktu władze nie wywiązały się z obietnicy dalszych zamówień. W efekcie Immanuel Nobel znów zbankrutował i musiał wrócić do Szwecji z żoną i najmłodszym synem Emilem.
Alfred oraz dwaj jego bracia (Ludwig i Robert) pozostali w Rosji, ale już wkrótce przyszły wynalazca dynamitu dołączył do rodziców. Razem z ojcem i bratem pracowali nad materiałami wybuchowymi. Zajmowali się m.in. nitrogliceryną. Niestety w 1864 roku doszło do tragedii: w laboratorium miała miejsce eksplozja, w której zginęło pięć osób – w tym Emil. Dwa lata po śmierci brata Alfred wpadł na pomysł, jak ustabilizować problematyczną nitroglicerynę. Kluczem okazało się zmieszanie jej z chłonnymi materiałami, które sprawiają, że eksploduje dopiero przy pomocy np. detonatora. Tak powstał jego najsłynniejszy wynalazek – dynamit – który opatentował w 1867 roku. Z kolei w 1875 roku stworzył tzw. żelatynę dynamitową, którą zaczęto produkować w 15 fabrykach na całym świecie.
Nobel sądził, że dynamit znajdzie zastosowanie głównie w górnictwie i budownictwie. Tymczasem zaczęto go wykorzystywać również na polu walki. Zresztą i wynalazca sprzedawał go wojsku za pośrednictwem wytwarzającego m.in. armaty przedsiębiorstwa Bofors. Kiedy jednak w 1888 roku w prasie ukazał się oparty na niesprawdzonej informacji nekrolog zatytułowany "Handlarz śmiercią nie żyje", Nobel przeraził się, że tak właśnie zostanie zapamiętany. Zaczął więc rozmyślać, jak pozostawić po sobie "lepszą" spuściznę – i ostatecznie ustanowił fundusz i nagrodę swojego imienia. Acz to osobna historia.