Rozkochał, zmanipulował i okradł. Potem zabił narzeczoną z zimną krwią
Historia jak z filmu, ale wydarzyła się naprawdę. Choć od zabójstwa minęło już prawie 10 lat, ciała 30-letniej wówczas Edyty Wieczorek do dziś nie odnaleziono. Czyżby zbrodnia doskonała? Niekoniecznie. Sprawca Arkadiusz B. został ujęty i skazany na dożywocie. A zaczęło się niewinnie, od zwykłej rozmowy na portalu randkowym.
Lato, sierpień 2005 roku. Edyta Wieczorek loguje się na jednym z portali randkowych. Do tej pory nie miała szczęścia w miłości, a marzy o tym, by założyć rodzinę, mieć męża i dzieci. Ma 30 lat, jest brunetką o przeciętnej sylwetce i urodzie. Pracuje jako księgowa w jednej z austriackich firm. Dobrze zarabia, ma własny samochód i kawalerkę w Ząbkach, niedaleko Warszawy. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko "tego jedynego".
Po pewnym czasie Edyta otrzymuje na portalu wiadomość od tajemniczego Arkadiusza B. "Cześć. Nie bardzo wiem, co mam napisać na początku, ale dopiero się zarejestrowałem i nie wiem dokładnie, jak to działa. Nazywam się Arek i mieszkam w Warszawie. Zapisałem się, bo trochę znudziło mi się już bycie w pojedynkę. Teraz mając trzydziechę na karku, chciałbym mieć kogoś bliskiego" - odczytuje.
Podekscytowana zainteresowaniem mężczyzny Edyta odpowiada na wiadomość. Para tak dobrze się dogaduje, że już po tygodniu decyduje się na pierwsze spotkanie. Jest cudownie, jak w bajce - relacjonuje koleżance zauroczona dziewczyna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Audiobooki, od których się nie oderwiecie. Masa superprodukcji
"Dobrze zbudowany (to po treningach), troszkę wyższy ode mnie, ale nie za dużo. Bardzo spokojny, ciepły, z poczuciem humoru, mający ogromną wiedzę z historii i mitologii itd. Po prostu humanista. Raczej domator. Uwielbia spacery, długie rozmowy, nie jest typem imprezowicza, nie cierpi marketów, lansowania się, wykorzystywania itd. Nie umie tańczyć, hihi" - pisała cała w skowronkach.
Mało tego, Arkadiusz opowiada, że jest wnukiem Barei (tak, tego Barei) i to właśnie po nim odziedziczył wyśmienite poczucie humoru, które tak bardzo podoba się zapatrzonej w niego ukochanej. Z kolei jego rodzice mają dom i winnicę w Trabucco we Włoszech (Edyta nie miała pojęcia, że taka miejscowość nie istnieje, a pod tą nazwą kryje się... sklep wędkarski). On sam również nie ma problemów finansowych, dobrze zarabia, prowadzi własny biznes i mieszka w jednym z apartamentów w Warszawie.
Edyta była przekonana, że trafiła jej się "dobra partia". Uwierzyła, że spotkała wymarzonego księcia z bajki i wprost oszalała na jego punkcie. Mężczyzna tak szybko zawrócił jej w głowie, że bez namysłu przyjęła jego oświadczyny i zaczęła planować ślub. Co ciekawe jednak, Edyta nigdy nie przedstawiła swojego wybranka ani rodzinie, ani przyjaciołom. Dlaczego? Arek, wiedząc, że narzeczona jest w stanie zrobić dla niego dosłownie wszystko, poprosił ją, aby jego istnienie zostało na razie tajemnicą. Zaślepiona ogromnym uczuciem kobieta zgodziła się.
Zaślepiona miłością
Dni mijały, a Arkadiusz umiejętnie zaczynał izolować swoją ukochaną od otoczenia. Był mistrzem zawoalowanej manipulacji. Dziewczyna, zupełnie nieświadoma tego, robi, unikała spotkań z przyjaciółmi, choć zawsze uwielbiała spędzać z nimi wolny czas.
Prawdziwy wybuch uczucia nastąpił, gdy Arek poinformował dziewczynę, że zarezerwował w urzędzie stanu cywilnego datę ich ślubu - 17 grudnia 2005 roku. Wszystkie wątpliwości, jakie próbowała zasiać w głowie Edyty przyjaciółka, momentalnie się rozwiały.
Mężczyzna, widząc radość w oczach narzeczonej, postanowił kuć żelazko, póki gorące i poprosić ją o pieniądze. Opowiadał, że ma na oku pewną inwestycję, ale brakowało mu jeszcze 75 tys. złotych. Edyta, niewiele myśląc, poruszyła niebo i ziemię, by zdobyć fundusze na rozkręcenie biznesu przyszłego męża. Wypłaciła z banku swoje oszczędności, zaciągnęła kredyty i wzięła pożyczki od przyjaciół. Wszystko, by tylko nie stracić uczucia Arkadiusza.
Gdy udało jej się zebrać niemal całą sumę i przekazała ją w ręce mężczyzny, ten zaprosił ją na uroczystą kolację do swojego drugiego mieszkania przy ul. Magiera na warszawskich Bielanach. Dokładnie 10 listopada 2005 roku, tuż przed długim weekendem, Edyta pojawiła się w lokalu ukochanego.
Tajemnicze zniknięcie
14 listopada kobieta nie przyszła do pracy. Jako że zawsze była wzorowym i sumiennym pracownikiem, jej niezapowiedziana nieobecność zaniepokoiła kolegów i koleżanki. Niestety, nikt nie mógł się do niej dodzwonić. Dzień później nieustanne milczenie 30-latki zmusiło rodzinę dziewczyny do zgłoszenia jej zaginięcia na policję.
Pierwsze tropy skierowały śledczych do narzeczonego Edyty. Ten jednak miał alibi, a przeszukanie mieszkania nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wyszło za to na jaw, że Arkadiusz nigdy nie ustalił żadnej daty ślubu, nie miał pracy, pieniędzy, ani mieszkania (mieszkał z matką, która go utrzymywała). Oprócz tego był rozwodnikiem, który znęcał się psychicznie nad byłą żoną. Okazało się również, że zaginiona Edyta nie była jedyną kobietą w życiu Arkadiusza. Mężczyzna w tym samym czasie, w którym wyznawał jej miłość, umawiał się jeszcze z 24 innymi paniami.
Choć od sprawy minęło już prawie 10 lat, kobiety (a właściwie jej ciała) do dziś nie odnaleziono. Mimo to Arkadiuszowi przedstawiono zarzut zabójstwa i skazano na dożywocie. Dlaczego? Co jeszcze odkryli policjanci?
To wszystko możecie znaleźć w powieści opartej na tej prawdziwej historii, której możecie posłuchać w formie audiobooka pt "Zniknięcie Moniki" na platformie Audioteka.pl.