Strzał w tył głowy
Areszt śledczy przy Rakowieckiej 37 na Mokotowie uchodził za najcięższe wiezienie polityczne dla wrogów Polski Ludowej.
- Nawet nie wiedziałem, gdzie jest wejście - wspominał Tadeusz Słodowski, jeden z więźniów. - Wwożono nas zasłoniętymi ciężarówkami, wrzucano do ciemnych cel.
Ale nie zapomniał, że w podziemiach, na końcu korytarza, znajdowały się drzwi prowadzące do bocznych pomieszczeń.
- Tu był karcer, miejsce straceń - pisze Płużański. - Skazany często nie domyślał się nawet, co go za chwilę spotka. Przecież tą samą drogą był prowadzony z pawilonu mieszkalnego na przesłuchania. Tylko tym razem po przekroczeniu progu drzwi i pokonaniu dwóch, trzech schodków w dół jego życie kończył oddany znienacka sowiecki strzał w tył głowy.