Książka, która z miejsca chwyta za serce i ani na moment nie pozwala się oderwać.Kryminał? W pewnym sensie. Romans? Z przerwami. Fantastyka? Jeśli zakwalifikować do tej kategorii Orwella - jak najbardziej. Bo najwspanialsze historie pisze życie.
Oleg Dorman, znany rosyjski reżyser, poprosił Lilianę Łunginę, by opowiedziała historię swojego życia.Jeden z najlepszych filmów dokumentalnych ujmuje swoją prostotą. Starsza, elegancka pani siedzi w fotelu i snuje niezwykłą opowieść. Mówi wolno i wyraźnie, nie musi się przecież nigdzie spieszyć. Głębokie, przyjazne oczy uśmiechają się do widza, zapraszając w niezwykłą podróż. W tle równe rzędy książek w skórzanych oprawach, regał pełen pamiątek i zdjęcie ukochanego męża, Simy. Łungina opowiada, a ja z minuty na minutę coraz mocniej daję się uwieść jej słowom. Odnoszę wrażenie, jakby Łungina mówiła tylko do mnie. Powierza mi swoje sekrety, opowiada o pierwszej miłości, o biedzie, o śmierci najbliższych, o narodzinach ukochanych synów. Dzieli się ze mną radościami i smutkami. Czasami przerywa, by pokazać niektóre pamiątki, jak kukiełki z Teatru Lalek, który prowadziła z mamą w Paryżu. To już nie Łungina, to po prostu Liloczka, w środku wciąż młoda radosna dziewczyna.
Słowo w słowo to dokładnie spisana treść tego niezwykłego filmu. Plus wycięte sceny (jak chociażby kontrowersyjna anegdota o Erenburgu, swego czasu zwolenniku sowieckiej władzy). Opowieść Łunginy, rosyjskiej inteligentki i tłumaczki, to podróż przez bogate dzieje dwudziestowiecznej Rosji. Lilianna opisuje wszystko ze szczegółami, jak gdyby wydarzyło się to wczoraj. Poznajemy jej rodziców, Żydów, pokładających nadzieję w komunizmie, z czasem jednak tracących zaufanie do władzy w obliczu szerzącego się głodu i terroru. Łungina opowiada o cudownym świecie literatury Dostojewskiego i poezji Jesenina , który pomagał jej znieść szarą rzeczywistość. Wspaniali wykładowcy jak Grib („mówił w sposób niezwykle natchniony, z pasją, pięknie […] Zostaliśmy rzuceni na kolana.”), czy Pinski („pierwszy raz widzieliśmy i słyszeliśmy, jak człowiek myśli,
jak szuka nowych sformułowań, jak przekazuje doznania artystyczne”), redagowanie nieprzychylnej systemowi gazety, spotkania kończące się dyskusjami do rana, beztroskie wakacje na Kaukazie – najważniejsze okazują się relacje międzyludzkie, a konkretnie ich intensywność, tak jak gdyby młodzi Rosjanie przeczuwali, że każde kolejne spotkanie może być ostatnim. Rzeczywiście, kilku młodych aktorów - przyjaciół Lilianny, ginie na froncie; rodzice znajomych zostają aresztowani, w końcu do więzień trafiają i dzieci. Powszechne staje się donosicielstwo: donosi przyjaciel na przyjaciela, dziecko na rodzica. Prywatne dramaty stają się dla Łunginy materiałem do przemyśleń nad radzieckim systemem. Lilianna szczerze ostrzega przed nostalgią za tamtymi czasami.
W dzisiejszym świecie uwielbiamy śledzić życie innych ludzi. Przyjemnie jest sączyć drinka przez słomkę, obserwując na szklanym ekranie zakrapiane imprezy, przygodne związki i prawdziwe dramaty dwudziestego pierwszego wieku - z cellulitem i zakupocholizmem na czele.
Ja wybieram reality show Łunginy. Od pierwszego wypowiedzianego zdania staje się moją ulubioną celebrytką. Z wypiekami na twarzy śledzę jej przymusową wizytę na Łubiance. Widzę aż osiem kondygnacji pod parterem, trafiam do małego pokoju i obserwuję wychodzącego z szafy kagiebistę. Podziwiam cięte riposty dwudziestoparoletniej Lilianny. Nie podpisała współpracy, z wdziękiem na twarzy oznajmiając, że jest na to zbyt nerwowa i za wrażliwa. Jednocześnie nie ocenia tych, którzy dali się złamać bezbarwnym oficerom. Na przykład taki Jasza Dodzin – był kagiebistą, „a przy tym chłopakiem o wyjątkowej duszy, szlachetności i uczciwości, który bardzo wielu ludzi później uratował”.
Łungina wspomina również antysemityzm, który szerzył się w każdej odsłonie zbrodniczego systemu. Przed 1941 rokiem trwał na podwórku i w kuchniach kwaterunkowych. Podczas wojny z inicjatywy Stalina stworzono tzw. Żydowski Komitet Antyfaszystowski, do którego należeli znani pisarze i uczeni Żydzi. Przed Sylwestrem 1946 roku, większość członków została aresztowana, a jeden, któremu udało się zbiec, zginął w tajemniczym wypadku samochodowym w Mińsku. Zwyczajni ludzie również odnoszą się wobec Żydów podejrzliwie. Wierzą w pogłoski o żydowskich lekarzach, którzy trują własnych pacjentów. Wielu Żydów ucieka do Izraela lub Ameryki. Dotąd Lilianna czuła się kosmopolitką – w dzieciństwie pomieszkiwała w Niemczech, Francji i Palestynie - „ale kiedy zaczęły się prześladowania… wszystko to jakimś sposobem rodzi się, kiedy cię biją. Kiedy zobaczyłam, że być Żydem to jakby coś wstydliwego, zaczęłam mówić, że jestem Żydówką, żeby nie dać się poniżyć”. Łungina krytykuje też Zachód, który był jakby ślepy - dziennikarze,
ludzie kultury i politycy dawali się lub chcieli dać się nabrać.
Łungina, obserwując kruchość życia, stara się czerpać radość z każdej chwili. W tym całym uciemiężeniu udaje się jej poznać elitę kulturalną tamtej epoki. Odwiedza w szpitalu schorowaną Achmatową , koresponduje z Astrid Lindgren , której dzieła tłumaczy i zaprzyjaźnia się z nią; rozmawia z „człowiekiem o twarzy starca z portretu Rembrandta” ( Szałamow ); jej mąż jest dobrym znajomym Niekrasowa; podziwia Sacharowa i Sołżenicyna . Zatrzymajmy się jednak przy mężu, Simie, zdolnym reżyserze teatralnym. Urzekają słowa, którymi Łungina opisuje zmarłego w latach dziewięćdziesiątych ukochanego. Podaje receptę na szczęśliwy związek – służyć sobie wzajemnie i cieszyć się drobiazgami. Oboje z Simą szczerze chcą siebie
wyręczać w codziennych obowiązkach. Dzięki współpracy w zwyczajności, wspólnie są w stanie pokonać wszystko to, co zepsute i złe.
Dziś mało kto umie opowiadać tak jak Łungina. Ale też niewiele osób potrafi godnie nosić dwudziestowieczne dziedzictwo. Łungina mogłaby swoim życiorysem obdzielić kilka osób. Reprezentuje pokolenia nieśmiertelnych, energicznych „staruszków”, którym Pan Bóg dał młodość po raz drugi, wynagradzając trudną przeszłość. W Polsce przyporządkowalibyśmy ją do generacji naszych kolumbów, ludzi pokroju prof. Wiesława Chrzanowskiego , Ireny Sendlerowej czy Władysława Bartoszewskiego . Ta skromna inteligentna i silna kobieta pokazała, że nigdy nie jest tak źle, by bezwolnie pozwolić sobie na pogrzebanie własnych ideałów. Dzięki niej miliony Rosjan z wypiekami na twarzy słuchało historii swojego kraju. Wielu z nich po raz pierwszy usłyszało o zbrodniach „dziadzi Stalina”.
Lilianna Łungina zmarła w 2008 roku. Pozostawiła po sobie trzech wspaniałych synów (Paweł to znany reżyser nagradzanej „Wyspy” [„Ostrov”]). Wszyscy odziedziczyliśmy po niej Słowo.