Chodziło o prowokację?
Przytaczając inne fragmenty swej dawnej książki (np. wystąpienie przeciwko związkom monogamicznym), Cohn-Bendit próbuje udowodnić, że był to rodzaj manifestu przeciwko społeczeństwu mieszczańskiemu. "Podobnie jest z fragmentem, który pan zacytował: to prowokacja. Niesmaczna, głupia, ale wciąż prowokacja" - mówi dalej polityk.
Także wspomniany występ w telewizji ocenia dzisiaj jako "okropny i mętny". "Byłem wtedy trzydziestoparoletnim facetem, a wciąż gadałem, jakbym przechodził spóźniony okres dojrzewania" - mówi dalej i raz jeszcze powtarza, że chodziło mu o prowokację i demaskację zahamowani konserwatywnego mieszczaństwa.
Czy powyższe wyjaśnienia brzmią przekonująco? Czy w alternatywnych przedszkolach dochodziło do molestowania dzieci i innych poważnych nadużyć?