Lekcja kultury dla ludzi kultury
Z upływem czasu, Buntownik zaczął jednak dowodzić, że duch w narodzie nie ginął. Adres Wojciecha Żukrowskiego, który był cenionym pisarzem, dopóki nie zaczął opiewać stanu wojennego, znalazł się w podziemnych "bibułach". Dzień po żarliwym przemówieniu pisarza chwalącego generałów kamienica, w której mieszkał pisarz, stała się obiektem częstych odwiedzin bardzo oczytanych gości. Kiedy zjawiła się tam i Niezabitowska z "Kamiennymi tablicami", ujrzała, że pod drzwiami mieszkania Żukrowskiego leży ponad 200 egzemplarzy. Dwieście tego jednego dnia - autor podobno każdej nocy wszystko sprzątał. Podziałało, ponoć więcej już się swoimi wiernopoddańczymi deklaracjami w telewizji nie dzielił.
Presja podziałała również na aktora Janusza Kłosińskiego, nestora sceny polskiej, który swoją przemowę w "Dzienniku" rozpoczął od wspomnienia, że wprowadzenie stanu wojennego przyjął "tak, jak większość społeczeństwa", z ulgą. Akurat Teatr Narodowy wystawiał wówczas "Wesele", gdzie Kłosiński grał jedną z ról. Bilety błyskawicznie rozeszły się wśród ludzi "Solidarności". Gdy tylko aktor wyszedł na scenę, rozlegały się brawa - zrazu burzliwe i gromkie, potem równomierne, całkowicie zagłuszające jego słowa i przerwane dopiero wówczas, gdy wygłosił swoją kwestię. Przy drugim - i ostatnim - zejściu Kłosińskiego ze sceny, koledzy z zespołu utworzyli mu szpaler. Musiał przejść nim w ciszy obrzucany pogardliwymi spojrzeniami, roztrzęsiony i rozbity. Na kolejne przedstawienie nie przyszedł. Podobno zachorował, a jak tylko wyzdrowiał, to poszedł na emeryturę.