Gorycz Buntownika z Warszawy
Jak wspomniałem, nie mniejszą furorę zrobił "Dziennik buntownika z Warszawy". Małgorzata opisywała w nim codzienność - zarówno tę konspiracyjną, jak i szare realia stanu wojennego. Nie unikała również zdawania z relacji z tego, co opowiadała w "Dzienniku Telewizyjnym" absurdalna para redaktorów odzianych w mundury szeregowców. Te informacje były tak głupie i prymitywne, że zaczęto przebąkiwać, iż z pewnością w redakcji pracują gorliwi antykomuniści, którzy postanowili rozbić to wszystko od środka. Na początku z opowieści Niezabitowskiej wyziera gorycz. Wojsko i milicja szybko zgarnęły członków Prezydium Komisji Krajowej, a na gromką deklarację Jana Rulewskiego, że będą głodować do zwycięstwa, bardziej racjonalny kolega ze Związku odparł: "albo do pierwszego posiłku". Miał rację - gdy dostali herbatę i kanapki, głodówka się skończyła.
Związkowe "doły" pozostały bez planu, środków i pomysłów. Śląsk strajkuje, górnicy siedzą w zaminowanej przez siebie kopalni, a w Warszawie jedzą, piją, słuchają bzdur płynących z telewizora i żyją w miarę normalnie, tą peerelowską karykaturą normalności.