Dżem porzeczkowy z Olympusem
Z początku para konspiratorów nie wiedziała o dalszym losie materiałów i działała zupełnie na oślep, nie zdając sobie sprawy, jakie echa niesie prowadzona działalność. Pewnego dnia w wiatrołapie odbyła się zamiana - koperta za kopertę. W tej, którą Małgorzata przyniosła do domu, były wiadomości z Paryża. Okazało się, że wszystko to, co wysłali na Zachód, przekazano dalej, do mediów. "Dziennik" przetłumaczono na kilka języków i opublikowano w wiodących periodykach, zdjęcia również trafiły do prasy. Po tym sukcesie przeszli do fotografowania podziemia, konspiracji. Pragnęli pokazać światu, że Polacy się nie poddali, nie dali złamać, że wciąż walczą.
Najpierw oddali aparat drukarzom podziemnej prasy - wrócił z kliszą zawierającą znakomity materiał ukazujący konspiracyjną "kuchnię". Oczywiście ukazał się na Zachodzie, będąc pierwszym reportażem pokazującym tę działalność Związku. Kolejną akcją było przekazanie aparatu więźniom na Białołęce. Pierwsza próba się nie udała - żona Jana Lityńskiego przemyciła Minoxa w słoiku z dżemem, ale torba foliowa, w którą zapakowano sprzęt, okazała się nieszczelna. Na drugą próbę poświęcono Olympusa - aparat większy, więc i słój musiał być słusznych gabarytów. "Klawisze" uwierzyli, iż pierwsza dostawa dżemu na tyle przypadła więźniom do gustu, że zamówili drugą. Wskutek tego powstał kolejny świetny reportaż, który od razu trafił na Zachód.