Pustynne skorpiony - recenzja komiksu wyd. Egmont
Integral "Pustynnych skorpionów" Hugo Pratta to bez wątpienia jedna z ważniejszych premier tego roku. Komiks przez duże "K", w którym sieroty po "Corto Maltese" odnajdą wiele podobieństw do swojej ukochanej serii.
Nie ukrywam, uważam "Corto Maltese" za szczytowe osiągnięcie światowego komiksu. Hugo Pratt stworzył niezwykłą historię napędzaną imponującą erudycją, ironią, wyśmienitymi dialogami oraz niepowtarzalną atmosferą będącą kombinacją obezwładniającej melancholii i tęsknoty za światem, którego już nie ma.
"Corto Maltese" jest wyjątkowy także z innego powodu. To rzecz z pogranicza klasycznej literatury przygodowej w stylu Stevensona, Mellvile'a czy Conrada i realizmu magicznego. Na kartach serii na takich samych prawach pojawiają się autentyczne postaci czy wydarzenie historyczne, jak i momenty w mniejszym lub większym stopniu utrzymane w poetyce snu. Wystarczy wspomnieć "Bajkę wenecką" czy "Przygody szwajcarskie".
Sięgając więc po "Pustynne skorpiony" intuicyjnie czułem, że się nie zawiodę (w końcu to Pratt), ale też nie obiecywałem sobie zbyt wiele. Tym większe było moje zaskoczenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
W "Pustynnych skorpionach" Hugo Pratt serwuje opowieść awanturniczą rozgrywającą się w realiach drugiej wojny światowej. Centralną postacią jest tu porucznik Koïnsky, polski Żyd, który po upadku kampanii wrześniowej opuścił Polskę, aby walczyć u boku aliantów w Afryce Wschodniej w tytułowym elitarnym oddziale.
Na pierwszy rzut oka to bardzo generyczna historia. Misje, czołgi, zasadzki, powietrzne akrobacje, strzelaniny. Wszystko okraszone dość gęstą narracją, morzem dat, nazw geograficznych i wojskową terminologią. Krótko mówiąc: nic specjalnie finezyjnego. Po prostu solidna gatunkowa rzecz i kolejna okazja do obcowania z twórczością uwielbianego twórcy.
Jednak z tomu na tom historia zbacza w rejony znane fanom "Corto Maltese". Choć możemy zapomnieć o onirycznych odjazdach czy literackim rozmachu, do narracji powolutku wkrada się charakterystyczny liryzm i specyficzny, surrealistyczny klimat. Wojna schodzi na dalszy plan, stanowiąc już jedynie tło dla perypetii "szalonego Polaka", który brnąc przez Saharę, napotyka na swojej drodze nietuzinkowe postaci często w jeszcze bardziej dziwacznych okolicznościach.
Są to m.in. włoski kapitan opętany miłością do opery, nieustraszone wojowniczki czczące szatana, komiczny kierowca wozu pancernego, a także Cush z plemienia Bemi-Amer, będący pomostem między "Pustynnymi skorpionami" a "Corto Maltese". Jego obecność to nie tylko oczko puszczone do czytelnika (bohater pojawił się w "Przygodach etiopskich") i wyraźny sygnał, że obie opowieści rozgrywają się w tym samym uniwersum. To właśnie z jego ust niespodziewanie dowiadujemy się, jak mogły potoczyć się dalsze losy naszego ulubionego maltańskiego marynarza.
Choć akcja "Pustynnych skorpionów" rozgrywa się między wrześniem 1940 r. a lutym 1941 r., to Pratt tworzył ją z przerwami od 1969 r. aż do 1993 r. Dzięki temu na ponad 300 stronach możemy bardzo dokładnie prześledzić ewolucję jego warsztatu. Od drobiazgowych, wręcz wycyzelowanych rysunków do stylu znanego z ostatnich odsłon "Corto" - niby wciąż realistycznego, ale operującego mocno uproszczoną, grubą kreską. W obu wariantach jest to absolutne mistrzostwo świata.
"Pustynne skorpiony" ukazały się w identycznym formacie co egmontowskie albumy "Corto Maltese". W ponad 340-stronicowym tomie znajdziecie też imponujący esej Umberto Rossiego, który w niezwykle drobiazgowy i zajmujący sposób rozbiera serię na czynniki pierwsze, analizując ją pod kątem cyklu o maltańskim marynarzu i biografii samego Pratta.
Wprawdzie "Pustynne skorpiony" to inna jakość niż "Corto Maltese", to stanowią one bardzo ciekawe i satysfakcjonujące uzupełnienie kultowego cyklu. Dla fanów Hugona Pratta i jego bohatera to rzecz zdecydowanie obowiązkowa. A pozostali? Sięgnijcie najpierw po "Opowieść słonych wód", zakochajcie się, pochłońcie resztę tomów i wróćcie po deser w postaci tego albumu.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" szkalujemy "Johna Wicka 4", wychwalamy "Sukcesję" i zastanawiamy się, gdzie zniknął Jim Carrey (i co, do cholery, wywinął tym razem?). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.