Glukhowsky to nie Ruski
Tomasz Pstrągowski: "Dzielnica obiecana" została opublikowana w bardzo specyficznym momencie w historii Rosji i Europy. Wielu analityków twierdzi, że istnieje realna groźba, iż konflikt na Ukrainie wyewoluuje w prawdziwą wojnę. Pisał Pan książkę patrząc na Ukrainę?
Paweł Majka:Nie patrzyłem na Ukrainę. Więcej z Ukrainą ma wspólnego moja pierwsza powieść - "Pokój Światów" , bo jej akcja nie tylko częściowo toczy się na Ukrainie, ale na dodatek trafia się tam dialog na temat tego kraju prowadzony pomiędzy Polakiem a Rosjaninem. Podczas pisania "Dzielnicy obiecanej" nie myślałem ani o Ukrainie ani o Rosji, ani w ogóle o przyczynach wojny. Założenia tego świata są takie, że nie mówimy o tym, jak wojna się zaczęła i kto ją wywołał.
Oczywiście, sytuacja na Ukrainie wywołuje dreszcze. Oto mamy agresywne państwo, które ma już doświadczenie w atakowaniu sąsiadów pod różnymi pretekstami i teraz po raz kolejny sprawdza do jakiej granicy może się posunąć. Jeśli komuś kojarzy się to z sytuacją w latach trzydziestych ubiegłego wieku, to trudno się takim skojarzeniom dziwić. Wtedy też było agresywne państwo i ustępstwa ze strony zachodu. Jak się to skończyło prawie wszyscy pamiętamy. Niestety, "prawie" robi w tym przypadku duża różnicę.
Tomasz Pstrągowski: Postać Ruskiego to hołd dla Glukhovskyego?
Paweł Majka:Wtedy Ruski alias Wesoły byłby intelektualistą a nie przede wszystkim wojownikiem. Obecność tego bohatera to efekt jednej z uwag wydawcy - że przydałaby się taka postać. To także przykład uwagi, która wyszła powieści na dobre, dzięki temu postać ta zyskała dodatkową, ciekawą biografię.