Moda na postapokalipsę
Tomasz Pstrągowski: Skąd wzięła się ta niesamowita popularność opowieści postapokaliptycznych?
Paweł Majka:Może chodzi o naszą podświadomą obawę, że zbyt długo nie może być dobrze? Polacy są przyzwyczajeni do tego, że żyją nie w pokoju, ale między wojnami. Ale może - i to jest optymistyczna wersja - lubimy czytać o postapokalipsie, bo to dla nas czysta fantastyka. Nie wierzymy, że wybuchnie ostateczna wojna, więc możemy się w nią bawić.
Część czytelników to także gracze i może to też pewne źródło popularności literatury postapokaliptycznej? Bo tak się składa, że gry w tym gatunku to przeważnie bardzo dobre tytuły.
Tomasz Pstrągowski: Cormac McCarthy zrobił wiele dobrego dla tego gatunku. Pokazał, że można stworzyć naprawdę ambitną książkę rozgrywającą się w dekoracjach postapokalipsy. Jego wizja miała na Pana wpływ?
Paweł Majka:Wręcz przeciwnie. Uciekałem od jego wizji, bo w niej nie ma nadziei. Poza tym wzorowanie się na wielkiej literaturze jest ryzykowne dla autora, który pisze powieść popularną. McCarthy i ja podróżujemy innymi drogami.