''rękoma pełnymi dnia mówię - kocham''
Nie chce wracać, bo odkąd weszła na pokład "Batorego", wciąż spotyka mężczyzn, których przyciąga jej uroda. Poznany podczas podróży przystojny szermierz, pisarz-emigrant, wykładowca filozofii na letnich kursach... Wszyscy żonaci albo z kimś już wcześniej związani, ale przecież liczy się tu i teraz, trzeba korzystać z darowanych (jak się okaże, aż - albo tylko - dziewięciu) lat życia, trzeba mówić "kocham" i pisać wiersze o miłości, pragnieniu, tęsknocie. Jednak żaden z nich nie skróci odległości dzielącej ją od matki, nie sprawi, by Ireneusz znów zaczął odpowiadać na listy, nie przywróci jej kontaktu z polszczyzną, której coraz bardziej jej brakuje, choć prócz angielskiego opanowała jeszcze dwa inne języki. Chociaż już wie, że po wakacjach może rozpocząć studia na Stanford lub, do wyboru, dwóch innych uniwersytetach, z pełnym stypendium, dyplom Smith College jest ostatnią dobrą rzeczą, która przytrafi jej się w Ameryce.