"Sąd w niewoli w Zduńskiej Woli"
To jeden z tych reportaży, przy których stawiamy sobie pytanie o to, czy w polskich sądach można się doczekać sprawiedliwości. Wnioski, niestety, nie są optymistyczne. Kopińska wzięła na warsztat historię prezydenta Zduńskiej Woli, Zenona Rzeźniczaka, który przez długie miesiące pobierał od pracowników 10 procent pensji (do ręki, nigdy na konto), za to, że mogli pracować. Płacili wszyscy: dyrektorzy spółek, szeregowi pracownicy, wiceprezydent i nawet kierowcy. Gdy buntowali się i przestawali to robić, byli zwalniani.
Rzeźniczak stworzył wokół siebie "kult władcy absolutnego", podwładni nazywali go "carem", który "miał satysfakcję, gdy człowiek się kurczył". Kiedy w końcu jedna z podwładnych zdecydowała się zakończyć haniebny proceder, stało się jasne, że oto zaczęła się jej droga przez mękę. Co prawda prezydentowi postawiono aż 20 zarzutów (m.in. branie łapówek, utrudnianie śledztwa), ale w 2011 roku uniewinniono go ws. korupcji ("Zbieranie pieniędzy było moralnie naganne, ale nie było przestępstwem" - uznał sąd). Rzeźniczak został skazany tylko na dwa lata więzienia w zawieszeniu, za łamanie praw pracowniczych i nadużywanie władzy. Sam zainteresowany, który niedługo później otworzył prywatną praktykę adwokacką, przekonuje, że jest niewinny, ale nie narzeka - obecnie i tak ma się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej (mieszka w wielkim domu, on i jego żona jeżdżą drogimi samochodami). Zasadne jest więc pytanie: "Ile jest w Polsce takich Zduńskich niewoli?".