Samotny statek
(...) Joao Soares patrzył na swój kraj jak na ocalony przez Salazara samotny statek. To, że premier podczas II wojny światowej sympatyzował z faszystowskimi Niemcami, wydawało mu się mniejszym złem niż komunizm, który przez Hiszpanię mógłby bardzo szybko przeniknąć do Portugalii. I odebrać mu to, co uważał za najcenniejsze. Joao Soares mówił tak:
- Estado Novo może i ma braki w demokracji, ale przynajmniej jest spokój. Grunt to się nie wychylać, a wszystko zostanie po staremu.
Joao Soaresowi nie podobało się jedynie, że w regionach wiejskich jest tak dużo analfabetów - prawie siedemdziesiąt pięć procent. "Portugalia musi się uczyć, nie może odstawać od innych" - gdyby mógł, powiedziałby to premierowi. Domyślał się, dlaczego Salazar tak pogłębiał w narodzie wiarę katolicką hołdującą skromności i prostocie - takim narodem łatwiej manipulować. Bo jak tu myśleć o rewolucji, kiedy podstawowym problemem jest brak chleba? Wierzył, że z czasem zmieni się również to. Ale nic nie zrobił w tym kierunku.
Joao Soares miał wielu przyjaciół, którzy myśleli jak on. I choć za prześladowania własnych rodaków po cichu życzyli premierowi najgorszego, na głos nie mówili nic. "Podwójna natura nie jest niczym złym, jeśli innym nie robimy krzywdy" - przekonywał Joao Soares sam siebie, siedząc przed kominkiem i paląc brazylijskie cygara Quitéria. Tego chciał się trzymać.
(...) Po Rewolucji Goździków władze komunistyczne skonfiskowały w sumie ponad milion hektarów gruntu (dziesięć tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli jedną dziewiątą całej powierzchni Portugalii). Właścicieli niektórych majątków ziemskich zmuszono do opuszczenia kraju, wielu znalazło się w więzieniach. Ten okres nazwano później gorącym latem".
Na zdjęciu: demonstracja z okazji 40 rocznicy rewolucji goździków