Zamorskie posiadłości
- To kwestia przetrwania. Silniejszy zawsze zjadał słabszego - mawiał.
Nie uważał, że Portugalia ma kolonię, wolał określenie "zamorskie posiadłości". Kiedy jeździł do Mozambiku, widział, ile pracy kuzyn włożył w to, żeby jego czarni pracownicy żyli w przyzwoitych warunkach. Wybudował im parterowe domki, przypominające co prawda czworaki, ale przynajmniej nie były to chatki z gliny, w których obejściach po ulewach można było zatopić stopy.
- Stara się oduczyć pracowników zamiłowania do bałaganu, trochę ich ucywilizować, pokazać, że można żyć inaczej. Robi z nich swoich sąsiadów. On im pomaga po prostu - rozpatrywał pomysł kuzyna Joao Soares i kiwał głową ze zrozumieniem. Pracownicy Manuela mogli jeść wszystko, co uprawiali w przydomowych ogródkach, dla ich dzieci kuzyn zatrudnił nauczyciela, a kiedy chorowali, przywoził im lekarza. Nie uważał jednak, że powinien im płacić za pracę.
- A że chodzili przeważnie boso... Najwidoczniej tak lubią. No bo czego więcej od życia mogliby chcieć? - pytał Manuel Joao Soaresa, a ten mu przytakiwał. Obaj zgadzali się z Salazarem, że połacie afrykańskiej ziemi symetrycznie rozłożone na południu kontynentu należą do Portugalii.
Na zdjęciu: rewolucja goździków