S.C. Gwynne ''Imperium księżyca w pełni''
Właściwie w tym miejscu powinienem wyróżnić całą "Serię amerykańską" wydawnictwa Czarne jako jedną z najlepszych rzeczy, jaka spotkała w ostatnich latach polskich czytelników. W minionym roku dostaliśmy między innymi "Drogę do wyzwolenia..." odsłaniającą tajniki manipulacji dokonywanych w słynnym ruchu scjentologicznym oraz wciągającą biografię Arethy Franklin, o której miałem przyjemność pisać . Postanowiłem skupić się jednak na pozycji nieco przemilczanej - mam tu na myśli "Imperium księżyca w pełni" . Powodów jest kilka.
Po pierwsze: książkę Gwynna czyta się z wypiekami na twarzy, jak najlepszy western. Po drugie: pomimo powyższego, możemy tu mówić raczej o antywesternie. Autor trzyma się z daleka od jednoznacznych ocen i podziału na ciemiężonych Indian i białych uzurpatorów, tudzież: okrutnych dzikusów i piewców cywilizacji. Historia upadku imperium Komanczów pełna jest ważnych pytań dotycząch tego, jak daleko możemy się posunąć, oceniając innych przez pryzmat własnych wzorców kulturowych. A poza tym: historia pochodzącej z Teksasu Cynthii Ann Parker, która z czasem w pełni asymiluje się z Komanczami i odmawia powrotu do domu, jest po prostu absolutnie fascynująca i niejednoznaczna.