Poczytaj mi MUMIO
A wasze książki dzieciństwa?
DB: Ojej, dużo tego! „Akademia Pana Kleksa” jest dla mnie ważna, w ogóle „Pan Kleks”. Zachowałem z dzieciństwa kompletnego Pana Kleksa z ilustracjami Szancera. Chyba dzięki Panu Kleksowi tak bardzo lubię i cenię dziwaków. Ale bardzo bliski mi też był też Curwood. Kiedyś dostałem od dziadka zbiór: „Włóczęgi Północy”, „Władca Skalnej Doliny”, „Szara wilczyca” „Bari syn szarej wilczycy. To były dla mnie książki bardzo istotne. Bliższe mi od podobnego przecież w klimacie białego kła. Ale pierwszą książkę w dzieciństwie, którą czytałem kilka razy i kazałem sobie czytać, kiedy jeszcze nie umiałem, była cudowna książka Grabowskiego „Puc, Bursztyn i goście”. Uwielbiałem ją. Potem dostałem opowiadania Grabowskiego, które też bardzo lubię. I sporo książek o zwierzętach było. Pamiętam Puchalskiego, czarno-biały album, stary, który ciągle mam. Jest w nim taka ilustracja przedstawiająca człowieka, który uciekł na drzewo przed dzikiem. W kadrze był i dzik, i ten człowiek na drzewie... Książki mojego dzieciństwa, to też
książki mojego taty, które się zachowały. Stare książki, z lat 40 między innymi „Królewna Śnieżka” i „Zaczarowany Flet” z oryginalnymi ilustracjami Disneya.
JBA: Teraz ma je Roch...
DB: Tak, czyli książki, które przechodzą. Czasami jest to przedziwny rodzaj przedwojennej grafomanii. To się też zdarza.
JBA: Ja w dzieciństwie czytałam same smutne bajki. Po prostu je uwielbiałam. Lubiłam przy nich płakać. Bracia Grimm i „Braciszek i siostrzyczka”- to była moja ulubiona baśń, może dlatego, że mam brata. Innym ulubionym opowiadaniem był „Janko Muzykant”, „Konik Garbusek”.
DB: „Janko Muzykant” był dla mnie lekturą szkolną i mnie to nie wkręcało specjalnie...
Czym dla Was jest czytanie książek? Co to jest hobby, spędzanie wolnego czasu?
JBA: Mając dwójkę maleńkich dzieci i męża, który bardzo dużo ostatnimi czasy pracował, mam bardzo niewiele czasu, żeby czytać. Jednak gdy myślę o wyjeździe na wakacje, to jedną z pierwszych myśli jest: co ja będę czytała. Wakacje mi się tak kojarzą: wieczorem siedzę sobie pod drzewem i czytam książkę. A ostatnio byłam w bibliotece i pożyczyłam sobie wiersze ks. Jana Twardowskiego.
DB: Za modą poszłaś?
JBA: Nie, za radiem, jechałam autem, a w radiu wspomnienia o ks. Twardowskim i usłyszałam wiersz, który bardzo do mnie przemówił. Dlatego wypożyczyłam tę książkę.
DB: To jest problem! Świadomość, ze się nie przeczyta wszystkiego, co jest tego warte, a nawet jednej setnej, jest przerażająca! To mnie dobija. Czasami to mnie tak blokuje, ze nie mam ochoty nic czytać, bo mam świadomość, że, jeśli wezmę tę książkę, to nie będę czytał innej.
Czym się kierujecie przy wyborze lektury?
JBA: „O ciężki krzyżu pytań, jak Ty niewiele ważysz, gdy głupie małe szczęście liże nas po twarzy” To zdanie ks. Jana Twardowskiego spowodowało, że poszłam po jego książkę.
JBO: Najczęściej jest to rekomendacja znajomych. Często czytam „po żonie”. Książki są to rzeczy podsuwane sobie nawzajem miedzy znajomymi. Mniej więcej wiadomo, co kto lubi, więc jeśli od danej osoby dostaję rekomendację, to raczej się nie zawiodę. Niestety, nie śledzę zdania recenzentów, bo jakoś na to nie mam czasu. Oczywiście, zdarza mi się sprawdzić, kto dostał Nike na przykład, ale za mało w tym siedzę, żeby się tym kierować.