Po śmierci męża została sama z dzieckiem. Smutne wyznanie Kurowskiej o koleżankach z branży
- Pewnie gdybym nie dawała sobie rady z samotnością, sprzedałabym dom i leżała z flaszką w rowie. Po trudnych przejściach człowiek musi się jakoś znieczulić, ale ja nie mogłam sobie na to pozwolić – mówi Joanna Kurowska. W biograficznej książce opowiada, co stało się po śmierci męża.
Joanna Kurowska po raz pierwszy szczegółowo opowiada o śmierci swojego męża, Grzegorza Świątkiewicza. Dziennikarz popełnił samobójstwo po latach chorowania na depresję. Ich córka Zosia miała wtedy 13 lat. Kurowska postanowiła opowiedzieć, co działo się w jej życiu po śmierci męża w wywiadzie-rzece z Kamilą Drecką do książki "Każdy dzień jest cudem".
Kurowska, która po śmierci Świątkiewicza została sama z córką i domem, który trzeba było utrzymać, wyznaje po latach: - Spośród wielu koleżanek, które były kierowniczkami castingów, żadna nie zaproponowała mi roli.
Zobacz: Joanna Kurowska nie ma jak zarabiać. "Wyobrażenia, że za rolę w serialu można kupić willę, są wyssane z palca"
Musiała radzić sobie sama
"Każdy dzień jest cudem" to jedna z lepszych książek, które bazują na wywiadzie z gwiazdą. Kurowska jest w tej rozmowie szczera do bólu i nie unika najtrudniejszych tematów. Opowiada o swojej karierze, ale spora część rozmowy poświęcona jest żałobie po mężu. Aktorka zdradziła, że gdy dziennikarz popełnił samobójstwo, córce powiedziała tylko tyle, że tata był bardzo chory i zmarł. Dopiero po kilku latach powiedziała jej całą prawdę.
- Muszę być niezwykle uważna, delikatna, być z nią kompatybilna w uczuciach, patrzeć i obserwować. Dzięki terapii też wiem, że nie wolno dziecka pospieszać. Trzeba mieć dużo cierpliwości i poczekać, aż będzie gotowe zapytać. Czasami się zamyka w sobie, ale po godzinie przychodzi i sama zaczyna mówić. Jeśli dobre są relacje między matką a dzieckiem, jeśli dziecko wie, że matka jest lojalna wobec niego, to wtedy jest szansa na przepracowanie traumy – przyznaje.
Kurowska też wprost przyznaje, że wiele ludzi nie potrafi wciąż uszanować tego, jak niektórzy radzą sobie ze stratą. Ona sama w żałobie często reagowała na różne sytuacje agresją, a część jej znajomych obrażała się na nią za to. - Nikt tego nie zrozumie, kto tego nie przeszedł. Jeśli ktoś mówi: "Wiem, co czujesz", to niestety nie wie, o czym mówi – komentuje.
Zapytana o to, jak sobie poradziła ze śmiercią męża, przyznała, że musiała zderzyć się z kompletnie nową dla niej sytuacją, w której została sama z dzieckiem i musiała się jakoś utrzymać. Wyjawiła, że znajome kierowniczki castingów nie zaproponowały jej roli, by wspomóc ją finansowo.
- Można było w tych okropnych dla mnie chwilach powiedzieć: "Słuchaj, pewnie nie masz teraz kasy", której rzeczywiście nie miałam, i zaproponować granie czegokolwiek. To byłaby właściwa pomoc. Nikt nie pomyślał, żeby załatwić mi jakąś rolę, bo spotkało mnie nieszczęście, w domu małe dziecko, a z dwóch pensji została jedna – mówi Kurowska.
Lata terapii
Aktorka zaznacza, że nie wszyscy zachowali się źle. Wyliczyła, że z kondolencjami dzwonił Henryk Talar, Wojciech Młynarski, który sam był w tym czasie ciężko chory. - Do końca życia będę pamiętać ludzi, którzy w najgorszym dla mnie czasie podali mi rękę. Wobec wielu osób jednak mocno się rozczarowałam i sądzę, że część z nich wybrała lenistwo emocjonalne – komentuje.
- Blisko mnie byli też moi sąsiedzi: Krzesimir Dębski, Ania Jurksztowicz, Majka Jeżowska, Agata Młynarska, Jarek Kurski czy Paweł Królikowski. Ale nie chcę udawać, że tych, którzy nie wspierali mnie wtedy, usprawiedliwiam i rozumiem – dodaje.
- Skąd w pani taka siła? – pyta w wywiadzie autorka książki.
Kurowska odpowiada: - Musiałam szybko dorosnąć. Nigdy nie robiłam z siebie ofiary. Staram się być schludnie ubrana, zadbana, otaczam się ładnymi przedmiotami i pięknymi ludźmi. Gdybym założyła giezło i welon wdowi, to ho, ho, ho, mogłabym stworzyć wrażenie, jaka to jestem biedna. Młynarski napisał piosenkę Bidusia, którą wykonywała Magdalena Zawadzka, o tym, jak "na bidusię" można wiele załatwić. To jest czerpanie profitów z bycia ofiarą. Nigdy nie przyszło mi do głowy zostać bidusią, choć mogłabym taką taniochą, na bidula, załatwić bardzo dużo. Ponieważ tego nie zrobiłam, zyskałam godność w swoich oczach, natomiast musiałam sporo wziąć na swoje barki. Coś jest w powiedzeniu: co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Gdzie szukać pomocy?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.
Książka "Każdy dzień jest cudem" ukaże się 16 stycznia 2022 r. nakładem wydawnictwa Otwarte.