Trwa ładowanie...

Piotr C. radzi, co powinni zrobić politycy. Wspomniał o wykluczeniu komunikacyjnym

- Politycy mogliby ruszyć dupy i sprawić, aby w każdej wiejskiej gminie był autobus, zamiast wydawać gigantyczne pieniądze na durne projekty pod tytułem lotnisko w Radomiu - opowiada WP Piotr C., popularny bloger i pisarz.

Piotr C. skrywa swoją tożsamośćPiotr C. skrywa swoją tożsamośćŹródło: fot. Wydawnictwo Novae Res
dtm6wmf
dtm6wmf

Piotr C. wydał właśnie kolejną powieść pt. "Roman(s)", która ukazała się nakładem oficyny Novae Res. To historia o bogatym miejskim sybarycie, który na skutek zbiegu okoliczności trafia na wieś i przekonuje się na własnej skórze, że wiejskie życie jest zupełnie inne od tego, do czego przyzwyczaił się w wielkim mieście. Autor, ukrywający się pod pseudonimem, opowiada WP o tym, jak sam spędził pół roku na wsi, co tam zauważył i czego doświadczył.

Przemek Gulda: Kto o twojej najnowszej powieści może powiedzieć: to o nas?

Piotr C.: Nie jestem za dobry w takie rzeczy. Zazwyczaj to pisarze od czytelników dowiadują się, o czym są ich książki. Wypowiem więc tezę w dzisiejszych czasach wręcz obrazoburczą: zawód, pieniądze bądź ich brak, uroda, pochodzenie nie ma na koniec znaczenia. Wszyscy - biedni i bogaci, brzydcy i piękni, wykształceni i nie, młodzi i starzy - tęsknimy na koniec za tymi samymi uczuciami. Za miłością. Za szczerością. Za czułością.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Prezydent Radomia zrugał wojewodę. Radziwiłł ostro odpowiedział

Czasami za uznaniem: Ach, ty jesteś taki wspaniały, taka wspaniała. Ludzie dochodzą do pewnego wieku i o trzeciej rano coś w środku ich ściska, taka niewysłowiona tęsknota. Że chcieliby poczuć jeszcze raz coś takiego, co ich zachwyci. Tak samo jak kiedy mieli 16, 17, 20 lat i się w kimś zadurzali tak mocno, że aż w tym uczuciu się zatapiali. "Roman(s)" jest więc książką o tęsknocie za takim zachwytem. O tym, że nie musi on odchodzić na zawsze. I że może on się nam przydarzyć na każdym etapie życia.

dtm6wmf

Skąd pomysł, żeby bohatera twojej książki, nowoczesnego mieszczucha, wysłać na wieś?

Dnia 1 stycznia tego roku, kiedy wszyscy odsypiali kaca, ewentualnie zaczynali wstępnie jęczeć i konać, ja już siedziałem w samochodzie i jechałem przenieść się na pomorską wieś. Za cholerę nie wiedziałem, ile tam będę, czy wytrzymam i czego mam się spodziewać. Wziąłem ze sobą kilka par dresów i dużo termicznej bielizny, w której jeżdżę na desce. To ostatnie akurat okazało się - jak pokazała przyszłość - bardzo dobrym pomysłem, bo naprawdę wiele razy cieplej miałem w lodówce niż w domu. I absolutnie nie jechałem z myślą, że cokolwiek tam napiszę. Byłem raczej zmęczony po poprzedniej książce.

I co tam robiłeś?

Pracowałem zdalnie, biegałem po lesie, czasami spacerowałem nad morzem. Generalnie radykalnie zmieniłem swój tryb życia: półbuty na gumofilce, wieczory na mieście przy wódeczce i tatarze na wieczory w puszczy przy plus dziesięciu stopniach, owocowe czwartki na spierdzielanie zakosami przed dzikami, a ćwiczenie na siłowni na machanie siekierą w drewutni. Do tej pory ręka mnie boli. I w pewnym momencie pomyślałem, że szkoda, aby takie piękne cierpienie się zmarnowało. Bo przyznam szczerze: momentami śmiałem się sam z siebie i ze swojego debilizmu. Myślę, że jakby ktoś widział, jak po raz pierwszy w życiu, używając You Tube'a, rozpalam w piecu, to by się posikał z śmiechu. A teraz możecie sobie przeczytać, jak było.

dtm6wmf

Co ci dał ten wyjazd w sensie narracyjnym i dramaturgicznym?

Tytułowy bohater, czyli Roman, ma dostęp do wszelkich rozkoszy, jakie Warszawa ma do zaoferowania mężczyźnie. Jest koneserem steków, koneserem whisky, jeździ lexusem i uważa, że to tani samochód. Jego zarobki pozwalają mu mieszkać na 29. piętrze luksusowego apartamentowca w centrum miasta, z widokiem na Pałac Kultury i Nauki, zwanego pieszczotliwie przez mieszkańców stolicy Pekinem. Na tym samym piętrze mieszka pięciu spekulantów, którzy się dorobili na kryptowalutach.

Tak naprawdę Roman szczęśliwy jest bez ludzi, siedząc w klimatyzowanym biurze przed komputerem, wypełniając tabelki Excela, czytając kolejne paragrafy umów bez konieczności utrzymywania kontaktów z kimkolwiek. Albo inaczej: sporadyczne utrzymywanie kontaktów z ludźmi jest ceną za to, że może spokojnie pracować. A świat wokół Romana pogrąża się w szaleństwie, w pogoni za rzeczami, których tak naprawdę dogonić nie można.

I co się dzieje?

Roman nagle przymusowo odchodzi z własnego, wygodnego życia na wieś. Jest rzucony w świat, którego kompletnie nie zna. Nie rozumie. Niechcący zaczyna się nad sobą zastanawiać. Żyje już wystarczająco długo, aby zadać sobie pytanie: a więc to wszystko? To tak wygląda życie? A może coś jednak po drodze straciłem? W tym momencie spotyka kobietę całkowicie spoza swojego uniwersum. Którą na początku traktuje jak łatwą i lekko tępą dzidę. Ała.

dtm6wmf

Czy inspirowałeś się rzeczami opartymi na podobnej idei: "Tomem na wsi", "Prostym życiem" czy "Karmą"?

Wyjdę na ignoranta, ale z tej wyliczanki kojarzę tylko "Tom na wsi". Ale, z tego co się orientuję, jest to sztuka teatralna o geju jadącym na wieś na pogrzeb swojego partnera, który ze wsi właśnie pochodzi. I jest to ostry i brutalny dramat robiony przez Teatr Rozmaitości. Swoją drogą kiedyś zabrałem tam na pierwszą randkę pewną piękną kobietę, na której chciałem zrobić wrażenie intelektualisty. Problem w tym, że nie sprawdziłem dokładnie, na co idziemy. A była to sztuka Sarah Kane, gdzie bohaterowie podcinają sobie żyły wśród okrzyków "fuck me" na zmianę z "love me". No i jakoś randka nie wyszła, choć przedstawienie było naprawdę dobre.

Ale wracając do tematu: chciałem napisać komedię. Może nie taką słodkopierdzącą, ale dającą ludziom oderwanie od rzeczywistości w porypanych czasach, na zasadzie: o patrzcie, jaki uroczy debil. To o moim bohaterze, rzecz jasna. Z dwóch powodów. Raz: nic nas tak nie śmieszy jak cudze nieszczęście. Dwa: w całej tej swojej bufonadzie Roman jest jednak sympatyczny i to nie tylko dlatego, że ma pieniądze. Ma ludzkie odruchy, herbatnik.

Jakie są twoje osobiste doświadczenia z wsią? Jeździłeś na wakacje jako dziecko? Jeździsz teraz? Masz tam znajomych? Obserwujesz tamtejsze życie?

Wychowałem się na osiedlu z wielkiej płyty, siedziałem w kreszowym dresie na ławce przed blokiem, a o wsi słyszałem czasami, jak któryś z nich opowiadał, że wujek kiełbasę albo kaszankę stamtąd przywiózł. Jestem miejskim szczurem, do pływania w warszawskim ścieku przyzwyczajonym. Jak mówi przyjaciel do Romana: "Świeże powietrze cię zabije. Włoskie buty sobie zniszczysz. Od lasu dostaniesz wysypki. A może chrust zacznij tam od razu zbierać, co?" To prawie o mnie. Ze wsi najbardziej podoba mi się swoboda zrobienia grilla. W mieście nawet na tarasie jakoś trochę głupio.

dtm6wmf

Co z punktu widzenia mieszkańca dużego miasta, którym jesteś, wydaje się na wsi najtrudniejsze, najdziwniejsze, najbardziej odmienne?

Odległości. I to się nawet fachowo nazywa: wykluczenie komunikacyjne. Jak nie masz samochodu, to właściwie jest się totalnie odciętym od cywilizacji. To gigantyczny problem społeczny. Starsi ludzie są uwięzieni w swoich domach. Nie mogą się ruszyć, do lekarza, czy do sklepu, jeśli nie pomogą im sąsiedzi. A sąsiedzi za taką przysługę w wiosce, w której mieszkałem, brali do niedawna 20 zł. Teraz zdrożało. Psułem interesy, bo woziłem za darmo. Powiem szczerze: politycy mogliby ruszyć dupy i sprawić, aby w każdej wiejskiej gminie był autobus, który raz w tygodniu podwiezie starszych ludzi do pobliskiego miasteczka. To nie są wielkie wydatki w skali naszego kraju, który potrafi przepalać gigantyczne pieniądze na durne projekty pod tytułem lotnisko w Radomiu. A zmieniłoby to ludzkie życie.

Miejskie pojęcie o tym, jak wygląda życie na wsi, oparte jest na wielu stereotypach. Czy chciałeś w swojej książce uciec od takiego myślenia na ten temat? W jaki sposób?

Pewnie są jakieś tam stereotypy, że w Warszawie to facet zamawia waniliowe latte na sojowym mleku. A na wsi po dyskotece ludzie napierdzielają się sztachetami. Tyle, że jedyna bitwa na sztachety, którą widziałem w życiu, była na weselu kumpla. W mieście. A sojowe mleko to dla mnie jedna z najbardziej obrzydliwych rzeczy do picia, jakich próbowałem w życiu. Tak naprawdę w przeważającej części pochodzimy ze wsi. Ta wieś jest w nas. Wieś uczy pokory. Prąd jest albo go nie ma. Woda jest albo jej nie ma. Przed tobą są zaś mijające pory roku, która uczą, jeśli ktoś jeszcze nie zrozumiał, na czym polega przemijanie. Ale chcę żeby to było jasne: nie miałem przy "Romansie" szczególnych ambicji socjologicznych. Napisałem mam nadzieję przyjemną, lekką literaturę rozrywkową. Wieś to jest dla mnie element dekoracji. Jeśli ktoś przy okazji będzie miał kilka przemyśleń na temat swojego życia, to tylko mnie to cieszy.

dtm6wmf

Czy dziś w ogóle wciąż jeszcze istnieje coś takiego, jak "życie na wsi", czy to raczej to samo życie, co w mieście, tylko w innym miejscu?

To kompletnie inny świat. Miejsce, gdzie żyłem, to był zresztą miks. Trochę miejscowych, trochę przyjezdnych, trochę uciekinierów, którzy posprzedawali mieszkania w dużych miastach i przeprowadzili się na wieś, aby znaleźć tam spokój. Miałem sąsiada, który w swoim życiu wykonywał 36 czy 38 prac i z każdej go wywalali. Uciekł na Pomorze ze Śląska przed długami i komornikiem. Nie płacił przez trzy lata za mieszkanie. Na wsi zatrudnił się na czarno przy hodowli pstrąga i stamtąd też go wywalili, bo kradł ryby. Był bardzo oburzony, że jak to tak można? Drugi mój sąsiad to był z kolei zatwardziały kawaler mieszkający z matką. Kobietę mu znaleźć trudno. Jak przyprowadził kiedyś oblubienicę do domu, to matka obejrzała ją krytycznie, po czym wypaliła: "Eee, z takimi paznokciami to ona do chlewa nie pójdzie". I piękny związek rozpadł się nieodwołalnie.

Coś cię tam jeszcze zaskoczyło?

Najbliższy sklep był pięć kilometrów od mojej wioski. A właściwie dwa sklepy. Bardzo mnie bawiło, że miejscowi panowie żule woleli ten drugi nawet nie dlatego, że piwo było tam tańsze i otwierali o piątej. Po prostu właściciel zainwestował w wiatę, żeby im na głowy nie kapało i dało się gdzieś usiąść. Więc oni się zjawiali punkt piąta, latem to już słońce wschodzi i siadali pod tą wiatą na drinku regeneracyjnym, smakując okoliczności przyrody. Jak raz jeden zawodnik zatrzymał się i powiedział, że potrzebowałby ludzi do pracy przy porządkowaniu ogrodu, to pan żul flegmatycznie odpalił żubra, zamyślił się moment, po czym wypalił: "A czy mi tu źle? Słoneczko świeci, z kolegami siedzę, porozmawiam, po co mi te pieniądze do szczęścia?".

dtm6wmf

Na pytanie, z czego się wobec tego na wsi żyje, odpowiedź brzmi często: z emerytury, z renty. Kobiety zbierają grzyby, jagody i sprzedają je dalej. A 500 złotych, które byłem w stanie przewalić w Warszawie w trakcie jednego wieczoru i to na kiepskiej imprezie, to jest tu spory kapitał.

Wieś wsią, ale – jak w każdej swojej książce – nie masz litości dla pustego życia pustych ludzi z wielkich miast. Jak się zmieniło od czasu, kiedy zacząłeś pisać bloga?

Kiedy dekadę temu pisałem o randkach z internetu, to czytałem, że takiego świata nie ma. Dekadę temu, żeby zobaczyć czyjegoś kota, trzeba było pójść do tej osoby do domu. Dekadę temu, aby zobaczyć, jak wygląda naga kobieta, trzeba było ją rozebrać, teraz dostaje się jej nagie zdjęcie. I to zdjęcie stało się elementem gry wstępnej. Ba, poszliśmy dalej. Są faceci, którzy robią nawet zdjęcie swojego przyrodzenia, robią analizę SWOT, w wyniku której dochodzą do wniosku, że "TAKIE CUDO TO NIE MOŻE SIĘ ZMARNOWAĆ NA KOMÓRCE". Po czym rozsyłają je do wszystkich pań z bliższej i dalszej okolicy.

Dlaczego tak się dzieje?

Facebook, Instagram, teraz TikTok nas odhumanizował. Więzi ludzkie stają się coraz bardziej płytkie. Żyjemy w kulturze obrazka. Żyjemy, aby inni nas podziwiali. Powoli zanikają fizyczne kontakty między ludźmi. To paradoks, bo seks niby nas otacza, niby jest na wyciągnięcie ręki, można się umówić z kobietą na Tinderze czy czymś podobnym i tego samego dnia pójść z nią do łóżka. Tyle, że jest to jak zajęcia na fitnessie.

Narracja instagramowa: fury, ciuchy z metką I podróże budzą poczucie niespełnienia. W efekcie ludzie na wszystkim widzą tylko ceny, obserwują świat przez wysokość PIT-u. Pamiętam, że czytałem bardzo dużo jak to pandemia nas zmieni. Po pandemii mieliśmy się obudzić w nowym lepszym świecie. Bo zrozumieliśmy, bo doświadczyliśmy, bo spojrzeliśmy śmierci w oczy, bo zamknięci w domach przeżyliśmy coś w rodzaju objawienia, co tak naprawdę jest ważne.

I co?

Jest gorzej niż było. Z każdym rokiem robi się wręcz fatalnie.

Jak się zmienił twój stosunek do tego, jak żyją dzisiejsi młodzi mieszczanie? Nadal cię to denerwuje czy już nie tak bardzo?

Raczej jestem jak zdumiony tuńczyk. Cienka ludzka skóra spragniona jest dotyku, czułości, zrozumienia. A ludzie coraz częściej wchodzą w relacje, karmiąc się złudzeniami na swój temat. Jedna i druga strona udaje kogoś, kim nie jest, aby tylko wypaść lepiej w oczach tej drugiej osoby. Kobieta i mężczyzna nie są ze sobą, ale ze swoimi wyobrażeniami.

W swojej książce wydajesz się ważyć racje i nie zajmować jasnego stanowiska, a może warto zapytać wprost: gdybyś miał wybierać, wolałbyś mieszkać na wsi czy w dużym mieście?

Pół roku mi wystarczy. Poznałem się od zupełnie innej strony. Trochę bardziej mam wywalone na pewne rzeczy. Auto się porysowało? To się porysowało, ale jeździ dalej. Coś się zepsuło? To się naprawi. A jak się nie naprawi, to będzie zepsute. Prąd jest? A to cudownie, można rano zrobić kawę. Potrzebowałem takiego wstrząsu, żeby trochę bardziej doceniać proste rzeczy w życiu.

Piszesz bardzo wyraziste sceny erotyczne. Dlaczego są dla ciebie takie ważne?

Jeśli wyraziste, to znaczy że zapadają w pamięć. Bardzo mnie to cieszy. Seks jest źródłem radości i szczęścia. Tylko u nas w kraju to ciągle coś podejrzanego, co chce się poddawać regulacjom.

Twoja książka jest w gruncie rzeczy o miłości. Czy może ona połączyć ludzi z innych światów? Jak bardzo może zmienić życie i jak bardzo można chcieć je dla niej zmienić?

Tutaj cynik walczy we mnie z romantykiem. Bo cynicznie odpowiedziałbym, że nie, nie da się połączyć ludzi z innych światów. Że z wszystkich badań naukowych wychodzi, że najlepsze i najtrwalsze związki tworzą ludzie pochodzący z podobnych środowisk, z podobnym wykształceniem, z podobnym statusem społecznym etc. Ludzie, a już zwłaszcza mężczyźni, nie zmieniają się, mimo że kobiety cały czas żyją złudzeniami, że jest to możliwe.

Ale z drugiej strony miłość jest tajemnicą. Opiera się wszelkim definicjom. Zderza się dwójka ludzi i nagle coś szaleńczego wybucha między nimi i obydwoje tracą kontrolę. Inna sprawa jak długo to uczucie może przetrwać. Jednym z moich ulubionych filmów jest "Między słowami" z Billem Murrayem i Scarlett Johansson. On gra podstarzałego aktora, ona jest młodą piękną kobietą tuż po ślubie. Nie łączy ich właściwie nic. Oboje spotykają się w Tokio, jednej ze światowych stolic samotności. Zaczynają rozmawiać. I nagle pojawia się między nimi miłość. Co z tego, że kilkudniowa?

Wciąż podpisujesz swoje powieści pseudonimem. Czemu ci na tym zależy? Czy to dziś ułatwia czy utrudnia funkcjonowanie na rynku wydawniczym?

Zawodowo prowadzę dwa życia. Pisanie powieści to dla mnie rozrywka, przerwa od normalnej pracy, w której jestem profesjonalny i poważny, taki fą, fą, fą. I te dwa życia zawodowe kompletnie się nie sklejają. Z jeden strony jest to trochę punk rock, z drugiej - muzyka klasyczna. Ludzie, z którymi się na co dzień spotykam, mieliby naprawdę niezły opad żuchwy, gdyby dowiedzieli się, czym zajmuję się po godzinach. Przy czym nie pomogłoby mi to w niczym, wręcz zaszkodziło. To, że piszę książki pod pseudonimem i pozostaję anonimowy, ma zresztą pewne plusy. Nie mam spotkań autorskich, na których męczyłbym się strasznie. Nie muszę jeździć na targi książki, dzięki czemu moja wątroba jest w lepszym stanie. Mogę normalnie wyjść i zjeść w knajpie z kumplami kaszankę. Albo tatara. Nie słysząc: "O, Piotr C. Myślałam, że jest wyższy".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dtm6wmf
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dtm6wmf