Ani Owidiusz, ani de Sade
Pisanie o seksie - tak w przypadku powieści, jak i poradników - to wyższa szkoła jazdy, z którą nie poradziło sobie wielu naprawdę utalentowanych i cenionych autorów.
Marisa Bennett nie jest oczywiście Owidiuszem ani tym bardziej de Sade'em, lecz "anglistką z zamiłowaniem do niegrzecznych zabaw, uzależnioną od lodów orzechowych i skoków spadochronowych", więc i oczekiwania miałem już na starcie dużo mniejsze, ale nie zmienia to faktu, że największą wadą jej książki jest właśnie język.
Sporo tutaj językowych kiksów i frazeologicznych wpadek (wspomniane kołacze), sporo truizmów i zdań zbędnych, jakby przynajmniej niektóre fragmenty publikacji przeznaczone były dla totalnych głąbów ("Lód świetnie sprawdza się podczas zabaw erotycznych, zwłaszcza gdy zaczyna robić się naprawdę gorąco"), jak również sporo zdań niezamierzenie śmiesznych oraz dowcipów, które miały być zabawne, a nie bardzo są.