Teraz takie czasy idą, że blondyn by bardziej pasował – mówi w Good night, Dżerzi wiejska służąca o małym Jurku Lewinkopfie, który wiele lat później stanie się pisarzem Jerzym Kosińskim . Tym od * Malowanego ptaka, masochistycznych dewiacji i fikcyjnego życiorysu ofiary Holocaustu. Mały Jurek to tytułowy Dżerzi – bohater książki, stylizowanej na groteskowy filmowy scenariusz. Pisze go Janusz Głowacki, czyli Dżanus – w powieści autor, bohater i scenarzysta równocześnie. *Ta potrójna rola polskiego prozaika jest tylko jednym z elementów gry, w jaką zostajemy wciągnięci podczas lektury. Czytamy bowiem historię łączącą fakty i fabularną fikcję – opowieść zawierającą elementy biograficzne (w odniesieniu do Kosińskiego ) i autobiograficzne (na temat samego
Głowackiego), osadzone w scenerii rodem z broadwayowskiego widowiska. Nie mamy tu do czynienia z klasyczną (auto)biografią. Więcej – nie możemy być pewni, ile w tym wszystkim prawdy, a ile przewrotnego zwodzenia. Ironizuje Głowacki, pisząc we wstępie o rezygnacji z cynizmu – całe szczęście. Bo historia Dżerziego, opisana bez żartów i poważnie, zapewne utonęłaby w nowojorskim targowisku próżności.
Podążamy śladem Dżerziego po ulicach współczesnego Nowego Jorku, przedwojennej i powojennej Łodzi, okupowanego Sandomierza czy zapomnianej polskiej wioski, w której mały żydowski chłopiec zostaje wrzucony do szamba przez miejscowych wyrostków. W tej sztuce czasy się będą mieszać i przenikać, jak to w życiu – pisze Janusz Głowacki. Good night, Dżerzi faktycznie jest chaotyczną mozaiką ludzkich losów, retrospekcji, urywków snów czy pijackich rozmów w rosyjskich knajpach na Manhattanie. Można się pogubić, można stracić wątek, lecz chyba właśnie ta narkotyczna plątanina sprawia, że książkę czytamy z mieszaniną irytacji, ekscytacji i autentycznego rozbawienia. Głowacki to niepoprawny kpiarz: szydzi więc bezlitośnie z amerykańskiego snu, którego ofiarą stał się Dżerzi i wielu innych (tych bezimiennych). Książka jest po części paszkwilem, a po części próbą zobrazowania osobowości człowieka, który wyreżyserował własną karierę i życiorys. Kosiński to w gruncie rzeczy tylko jedna z figur w grze pozorów – uwikłanych jest znacznie więcej. Rosyjska imigrantka, Masza, jej niemiecki mąż-designer, właścicielka wydawnictwa Jody – liczba drugoplanowych postaci (ważnych mniej lub bardziej) oraz wątków pobocznych, którymi żongluje Głowacki, jest imponująca. Wielogłosowość tej historii przypomina trochę harmider na planie zdjęciowym. Kluczowe pytanie: ile w tym scenicznej fikcji, rzetelnej faktografii, a ile czystego sarkazmu – towarzyszy nam od pierwszej do ostatniej strony.
Zastanawia także postać samego Głowackiego jako bohatera książki. Powieściowy Dżanus podąża śladem Dżerziego, kontempluje amerykański półświatek snobów, spotyka się z producentami i wylewa żale przed kelnerem Ryśkiem. Podczas lektury nie sposób pozbyć się wrażenia, że nas autor – z całym szacunkiem – wodzi za nos i mruga porozumiewaczo. Nie ma w tym jednak krzty wygłupu – Good night, Dżerzi jest książką prześmiewczą, lecz podejmuje niepokojący, nadal aktualny temat. Kosiński budzi kontrowersje po dziś dzień, nie tylko w związku z medialnym skandalem i tragicznym końcem, lecz także twórczością (zdaniem niektórych – wybitną, zdaniem innych – splagiatowaną). Głowacki-pisarz i Głowacki-bohater podejmują rodzaj gry z mitem człowieka-kłamcy, który oczarował całą elitę intelektualną Zachodu, tworząc własną oszukańczą legendę. Można zarzucić autorowi przedstawienie Kosińskiego w złym świetle – byłby to chyba jednak zarzut
niesłuszny. W Good night, Dżerzi widać rodzaj fascynacji, jaką budzi w Głowackim żydowski pisarz: piekielnie brzydki i piękny, dziko chciwy i absolutnie bezinteresowny, bardzo sprytny i okropnie głupi. W znacznej części książki pozostaje w cieniu, wywierając jednak demoniczny wpływ na pozostałych bohaterów.
Powieść o Dżerzim – przesiąknięta atmosferą wielkomiejskiego gwaru, wyuzdanym erotyzmem bywalców podziemnych klubów i skrajną dwulicowością artystycznej bohemy – niewątpliwie zapada w pamięć. Głowacki mierzy się z legendą Kosińskiego w sposób obrazowy – nie unika nawiązań do twórczości autora * Wystarczy być, gmatwa wątki, bawi się fikcją i chronologią zdarzeń. Motyw filmowego scenariusza, na którym *Good night, Dżerzi bazuje, jest miejscami tak oklepany, że wręcz sztuczny. Wydaje się jednak, że ta wystudiowana sceniczność jest tylko kolejnym chytrym wybiegiem autora. Ciągłym myleniem tropów, a także sarkastycznym komentarzem do nowojorskich absurdów – tak prześmiewca Dżanus igra z nerwami czytelnika. Igra tym bardziej, że nie udziela gotowych odpowiedzi. Postać Kosińskiego pozostaje niewiadomą – zanika w tle sennych wizji Maszy, chaotycznej paplaniny matki Zachara czy ruchu przechodniów między Broadwayem a Dziewiątą Aleją. Fade out. The End – czytamy pod koniec książki.