Pieniądze, prestiż, polityka
Wizytówkami i numerami telefonów do pruszkowskich gangsterów chwalili się nie tylko biznesmeni i inwestorzy, ale także ludzie ze świata polityki. W wywiadach nie brakuje nazwisk: Ireneusz Sekuła, Jacek Dębski, Lech Kaczyński i Lech Wałęsa. Jakie interesy mogły łączyć polityków z pruszkowskim gangiem?
O Jacku Dębskim, byłym ministrze sportu, Masa wprost mówi, że to polityk wykreowany na potrzeby inwestorów: "Chodziło o inwestycję. Bardzo dużą inwestycję - wyremontowanie dużego polskiego stadionu. Wytypowali Dębskiego na ministra i przedłożyli taki projekt Krzaklewskiemu. Natomiast Krzaklewski w pierwszej wersji nie zgodził się na Dębskiego. Coś mu przeszkadzało. Ale po reprymendzie, jaką dostał od pewnego biskupa, pan Dębski został ministrem sportu i ta inwestycja poszła".
Zapytany o interesy łączące Sekułę z Pruszkowem odpowiada: "Żadne interesy. Po prostu był winny B., temu od Art-B, pieniądze, o które się później upomnieli starzy pruszkowscy. Starzy pruszkowscy po zamordowaniu Pershinga przejęli wszystkie jego interesy, łącznie z listą osób winnych pieniądze Bogusławowi B. Oczywiście B. by nie dostał żadnych pieniędzy od starych pruszkowskich, bo oni chcieli te pieniądze pozyskać dla siebie. Stąd pan Sekuła postrzelił się dwa czy trzy razy w brzuch. Po mieście chodziła wersja, że się postrzelił, a w świecie gangsterskim - że strzelał Słowik".