Mimo to aż trudno uwierzyć, że tak ciężko było go znaleźć. Przecież Leszek był osobą lekko upośledzoną, nie zacierał śladów, nie ukrywał swoich ofiar. Zbrodnie były też do siebie bardzo podobne
Pękalski lubił podróżować. Przemieszczał się po całej Polsce, zabójstwa miały miejsce w różnych miastach, dlatego zbrodni nie łączono. Nie podejrzewano, że może ich dokonywać jeden sprawca, że to seryjny morderca. Należy pamiętać, że wówczas nie było komputerów, Internetu, komendy policji nie miały takich baz danych jakimi dysponują dzisiaj.
Pękalski na pewnym etapie przyznał się do popełnionych zbrodni. Pisała Pani, że opisywał zbrodnie ze wszystkimi szczegółami - nie był to wystarczający dowód, żeby obarczyć go winą?
Sąd uznał, że skoro nie ma "twardych dowodów", nie ma badań DNA to samo przyznanie się do winy oskarżonego nie jest wystarczające, tym bardziej, że podczas procesu Pękalski zaczął wycofywać się ze wszystkich wcześniejszych zeznań. Mimo że znał takie szczegóły zbrodni, o których mógł wiedzieć jedynie sprawca.