Od małego biznesu do prawdziwego koszmaru
Początkowo Yadhav prowadził małe, względnie uczciwe, choć nielegalne, przedsiębiorstwo - proponował narkomanom i nędzarzom trzy dolary za porcję 450 mililitrów krwi. Yadhav pobraną krew sprzedawał z dużym zyskiem - od około 20 do nawet 150 dolarów za rzadsze grupy krwi.
Właściciel fermy krwi po jakimś czasie zaoferował swoim dawcom, by zamieszkali u niego. Szybko się okazało, że Yadhav przejął kontrolę nad ich losem za pomocą różnych środków przymusu, fałszywych obietnic i drzwi zamkniętych na kłódkę. Policja łącznie zatrzymała 9 osób - laborantów przyjmujących krew, sekretarki z miejscowych banków krwi, pośredników, którzy rozwozili krew po mieście oraz pielęgniarki opiekujące się dawcami. Yadhav odsiedział w więzieniu zaledwie 9 miesięcy.
Amerykański dziennikarz podkreśla wyraźnie, że dobrze jest nam myśleć, iż okropieństwa farmy krwi w Gorakhpur to odosobniony incydent i aberracja, do której mogło dojść tylko na obrzeżach cywilizowanego świata, ale to wierutna bzdura.