Strajk wrocławskich kierowców autobusów
Karol Modzelewski opisał w swojej autobiografii historię z 1981 roku: "We wrocławskiej komunikacji miejskiej zawrzało, gdy ogłoszono informację o podwyżce płac, ponieważ najwięcej mieli dostać kierowcy autobusów, a najmniej pracownicy warsztatów i sprzątaczki. Kierowcy, podobnie jak motorniczowie tramwajów, jeździli po kilkanaście godzin dziennie świątek piątek, ale też bardzo dużo zarabiali. We wrześniu strajkiem nie zagrozili jednak we wrocławskim MPK mechanicy ani sprzątaczki, tylko kierowcy autobusów, którzy zarabiali najwięcej i najwyższe też dostali podwyżki. Uważali oni, że ta nierówność jest niesprawiedliwa, i gotowi byli zatrzymać komunikację miejską wbrew własnemu interesowi materialnemu, żeby upomnieć się o tych, co mają gorzej".
Czy wyobrażamy sobie taką sytuację dzisiaj? Przykład takiej solidarności ze słabszymi, wspólna walka o ich interes, wydają się nie do pomyślenia w dzisiejszym świecie, zdominowanym przez społeczne rozdarcie. Sytuacje takie, jak opisana powyżej, zdarzają się wyjątkowo, nie stają się regułą na co dzień. Problem jednak w tym, że dzisiaj nasza wrażliwość społeczna i poczucie wspólnotowości osiągnęły zastraszająco niski poziom. Utraciliśmy umiejętność nie tylko zbiorowego działania, ale nawet rozmowy. To rozdarcie i nierówności społeczne mogą stać się realnym zagrożeniem dla naszej - pozornie tylko - stabilnej rzeczywistości.