Zaczęło się od papierosa
- Wspomniany przez nas oficer Wojska Polskiego nazywał się Grabowski. To był jeden z pierwszych polskich "osiedleńców" na tych terenach. W tamtych latach był młokosem. Ponieważ przybył tu razem z armią - służył w Ludowym Wojsku Polskim - to już tu został. Przed zwierzchnikami zataił tylko swoją przygodę z AK. Historię ukrytego depozytu Grabowski poznał zaś od niejakiego Moschnera, austriackiego inżyniera, który służył w niemieckiej armii. Obaj - Grabowski i Moschner - byli w podobnym wieku. Ich znajomość zaczęła się podczas prac budowlanych przy moście w Ludwikowicach Kłodzkich. Grabowski był w randze porucznika. To było dość dziwne, bo on był wtedy szczylem. Ale pewnie były to takie czasy, kiedy można było szybko awansować. Po wojnie Grabowskiego zostawiono tu z zadaniem stworzenia polskiej placówki wojskowej. Jak nam opowiadał, czasy były paskudne - a tu nie było praktycznie niczego.
Grabowski dostał zadanie postawienia mostu w rejonie Ludwikowic Kłodzkich - takiego wysokiego wiaduktu. Do dyspozycji otrzymał niemieckich robotników, w tym pewnego inżyniera. Był nim właśnie Moschner. Grabowski palił papierosy jak komin Batorego. Pewnego dnia Moschner powiedział do niego: "Teraz nie obowiązuje mnie już rozkaz i mogę ruszyć żelazną porcję fajek". Następnie poczęstował go swoim papierosem.