''Przecież oni nas lubią''
Wśród przeciwników osiedlenia się na terenie naszego kraju uchodźców wojennych, pojawia się często sugestia, jakoby szukali oni nad Wisłą rozmaitych wygód wynikających z opieki socjalnej. Pomija się jednak przy tej okazji alternatywny scenariusz: Polska jest dla niektórych jedynie przystankiem w drodze na Zachód, a w najgorszym wypadku może się stać więzieniem. Przypomina o tym rozdział pod tytułem "56". Gruzinka Ekaterina Lemondżawa była właścicielką znajdującego się w Tbilisi klubu rockowego, będącego swego rodzaju enklawą bohemy, miejscem spotkań artystów oraz ludzi z tzw. "wyższych sfer". Gdy została zmuszona przez władze swojego kraju do zostania tajnym informatorem, zdecydowała się na emigrację.
Z Polski trafiła do Norwegii, skąd przedostała się do Szwecji, a następnie... została odesłana z powrotem do naszego kraju i zamknięta w ośrodku dla uchodźców o zaostrzonym rygorze. Lemondżawa doznała na miejscu wielu upokorzeń (obcokrajowcy byli tu z zasady traktowani jak kryminaliści). Brak opieki medycznej i przemoc ze strony strażników, zmusiły ją do zainicjowania strajku głodowego, wskutek czego o sprawie dowiedziały się media (jej list, dyktowany przez telefon, opublikowano w ogólnopolskiej gazecie). Po powrocie do Gruzji rodacy Lemondżawej dość zgodnie twierdzili, że jej relacja z Polski jest nieprawdziwa: "To niemożliwe, żeby tam tak było. Oni nas lubią. Poza tym to jest kraj europejski, Unia".