Ta afera zadziałała na bezpiekę jak kubeł zimnej wody.
Okazało się CIA grała SB na nosie. Amerykanie w Warszawie mieli dobrą rezydenturę, czyli szpiegów w przebraniu dyplomatów. Wyszła niedawno bardzo ciekawa książka Patryka Pleskota "Dyplomata czyli szpieg" . Urzędnicy ambasady mieli paszporty dyplomatyczne i mogli robić w Polsce, co chcieli. Oczywiście, że kontrwywiad ich śledził, ale wbrew pozorom Służba Bezpieczeństwa nie była ośmiornicą z niezliczoną liczbą macek. Przy ograniczonej liczbie etatów nie dało się śledzić każdego. Urzędnik ambasady mógł zostać wydalony z Polski jedynie po złapaniu na gorącym uczynku. np. przekazując agentowi materiały szpiegowskie albo pieniądze. CIA miała dobrze rozwinięte procedury maskowania, łączność radiową, samochody z różnymi tablicami rejestracyjnymi.
Polacy oczywiście o tym wiedzieli, ale po sprawie Celegrata uświadomili sobie siłę amerykańskiego wywiadu.