Łowca
Lubieniecki zabijał zarówno na zsyłce, jak i później. Również po wojnie, po powrocie z łagru do Dębna Lubuskiego. "Siła, którą przywiozłem z Syberii, wyprzedzała wszystko inne. (...) Pierwsze dni w Polsce to oszołomienie. A potem sowieckie mundury - panoszą się, jak chcą" - pisze w "Łowcy" Lubieniecki.
Jak autor opisuje swoje zabójstwa? "Nieraz czatowałem po kilka-kilkanaście razy, zupełnie jak na polowaniu. Do każdej akcji byłem przygotowany jak do polowania, w którym o sukcesie nie decyduje przypadek, tylko przygotowanie terenu, konsekwencja, cierpliwość i gotowość na możliwe warianty zdarzeń".
Hrabia strzelał nie tylko po to, żeby zabić. Nie tylko po to nawet, żeby trafić. Chodziło przede wszystkim o wzbudzenie lęku u rosyjskich żołnierzy. O rozprzestrzenienie ponurej famy: ktoś tu w okolicznych lasach na was poluje. Strzeżcie się.
Na zdjęciu: kolumny rosyjskich czołgów wkraczają do Polski