Monstra, dziwy, freaki i spółka. Felieton Jacka Dehnela
Żeby zaś sprawę wyjaśnić dobitniej, opisali przy okazji innego potwora, znalezionego rzekomo na brzegu Tybru, papieża-oślicę o ciele pokrytym rybią łuską, ze szponami na jednej łapie, kopytem na drugiej, racicą na trzeciej i ludzką dłonią na czwartej. Sens oczywisty, monstrum odrażające – a że propaganda musi dbać o stronę wizualną, drukowi towarzyszyły dwie ryciny, wykonane przez nie byle kogo, bo przez samego Cranacha, ukazujące zarówno cielę-mnicha, jak i oślicę-papieża, stojącą na tle Zamku Anioła. Polemiki trwały. We Włoszech ktoś twierdził, że zdeformowane cielę to wcielony duch Martina Utero (czyli samego Lutera, który wprawdzie miał pożyć jeszcze ze dwie dekady, ale to nikomu nie przeszkadzało w tworzeniu podobnych historyjek). Z czasem wielkie spory reformacyjne przygasły, ale te prawdziwe lub wymyślone potwory z Saksonii i znad Tybru pojawiały się w kolejnych książkach, teraz już wyłącznie jako przypadki medyczne.