Monstra, dziwy, freaki i spółka. Felieton Jacka Dehnela
Jeśli miałbym jakieś zastrzeżenia to, podobnie jak w przypadku poprzedniej książki tej samej autorki, * Muzeum ludzkich ciał* do języka: bardzo często to, co mówi kilkoma wielosylabowymi słowami pochodzenia obcego, dałoby się powiedzieć dwoma słowami z potocznej polszczyzny; w Polsce pokutuje niekiedy przekonanie, że naukowiec jest niewolnikiem nadętej frazy i piętrowych terminów (które oczywiście bywają nieodzowne, ale tu chodzi mi nie o używanie ich, ale o nadużywanie) – tymczasem całe partie * Monstruarium* napisane są w sposób potoczysty, widać więc, że gdzieniegdzie autorka pozwala sobie na znośniejszy język; trzymam kciuki, żeby w przyszłych tekstach pozwalała sobie na to częściej.