Miki i Tysiąc Czarnych Piotrusiów - recenzja komiksu wyd. Egmont
Oprócz świetnej serii "Czarodzieje i ich dzieje", w której Miki i przyjaciele przeżywają niesamowite przygody w świecie fantasy, Egmont przygotował kolejny album w podobnym klimacie. "Miki i Tysiąc Czarnych Piotrusiów" sprawia wrażenie komiksu dla dzieci, ale to tylko pozory.
W ostatnich latach Egmont uraczył nas wieloma znakomitymi, a co najważniejsze - bardzo zróżnicowanymi komiksami, w których pierwsze skrzypce gra najsłynniejsza postać Disneya. "Myszka Miki: Kawa Zombo", "Myszka Miki – Horrifikland. Przerażająca przygoda", "Miki i kraina pradawnych" czy wspomniana seria "Czarodzieje i ich dzieje" to kilka propozycji, które powinny zagościć na półce każdego fana Myszki Miki. "Miki i Tysiąc Czarnych Piotrusiów" również jest taką lekturą obowiązkową.
W komiksie Jean-Luca Cornette’a (scenariusz) i Thierry’ego Martina (rysunki) trafiamy do klasycznego świata fantasy w średniowiecznej stylistyce. Oprócz zamku, króla i rycerzy szykujących się do wielkiego turnieju mamy więc smoka czy czarnoksiężnika mieszkającego w głębi lasu, którego magiczne mikstury potrafią nieźle namieszać. Historia napisana przez Cornette’a to urocza i autentycznie zabawna historyjka o królu Władysławie Łasuchu, który organizuje turniej rycerski, gdzie nagrodą dla zwycięzcy nie jest ręka księżniczki, a ciasto upieczone przez Minnie.
Pretendentem do zdobycia sławy, chwały i pysznego wypieku, jest Goofy, który przez swoją niezdarność musi prosić Mikiego, by ten stanął w szranki w jego imieniu. Turniej rycerski jest tylko jednym z wątków, gdyż niemniej ważna jest osoba wspomnianego czarnoksiężnika i Czarnego Piotrusia, który kładzie łapy na magicznym eliksirze. I chyba nietrudno wywnioskować po tytule, co się z nim dzieje po wypiciu mikstury.
"Miki i Tysiąc Czarnych Piotrusiów" to zbiór zabawnych gagów i wciągająca przygoda dla każdego, kto ceni sobie lekką, humorystyczną lekturę w klimacie fantasy. Autorski duet nie jest znany w Polsce (scenarzysta ma na koncie one-shoty i krótkie serie, m.in. "Klimt", "Un million d’éléphants", "Arthur et Janet", a libański rysownik tworzył wcześniej m.in. "Le roman de Renart" i "Myrmidon"), ale po lekturze "Tysiąca Czarnych Piotrusiów" chętnie sięgnąłbym po inne wspólne dzieło obu panów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo