Na przekór własnej legendzie
Anegdot i opowieści o Tyrmandzie jest mnóstwo, ale tym, co w jego biografii uderza jest paradoksalność. Tak jak odszedł od jazzu, gdy ten zaczął się rozwijać, tak samo po emigracji z Polski do USA próbował "bronić Ameryki przed nią samą". Zanim to nastąpi trafia na łamy prestiżowego "New Yorkera" i tam drukuje swój "Dziennik amerykański" oraz eseje, które potem zamknie w tomie "Zapiski dyletanta". Dobra passa trwa do chwili, gdy pismo odrzuca zamówiony duży tekst pt. "Zapiski o życiu w komunizmie", uznając go za słaby technicznie i intelektualnie. Tyrmand czuje się "zakneblowany, bezradny, oskalpowany z wolności słowa". Żeni się po raz trzeci, zostaje ojcem bliźniaków, dostaje pracę na Rockford w Illinois - rektor college'u, John A. Howard, szuka podobnie myślących konserwatystów do walki z coraz bardziej liberalizującą się kulturą Ameryki. Tyrmand działał jakby na przekór własnej legendzie, nie dostrzegał zmian, jakie zachodziły w
amerykańskim społeczeństwie i coraz częściej widział świat tylko w dwóch kolorach.