Kochankowie znowu razem
Zanim do upublicznienia doszło, Langevin uciekł z domu, zabierając dwóch synów. Niebawem kochankowie udali się na słynną konferencję Solvayowską w Brukseli. Gdy wrócili, powitał ich artykuł w "Le Journal" zaczynający się od zdań, których nie powstydziłyby się i nasze współczesne tabloidy: "Ognie radu, który promieniuje tajemniczo na wszystko, co go otacza, zrobiły nam niespodziankę: wznieciły pożar w sercach uczonych, którzy z uporem studiują jego działanie. Tymczasem żona i dzieci uczonego toną we łzach...".
W ten sposób prywatna, intymna historia stała się sprawą publiczną. Gazety rzuciły się na nią z gorliwością i drapieżnością, którą doskonale znamy i z dzisiejszych mediów - nawet w Polsce było słychać echa tego skandalu. Jak się okazuje, również w 1911 roku teorie spiskowe były naszą domeną. Polska prasa doszukiwała się w tym romansie chytrych manewrów francuskiej wierchuszki celem uniemożliwienia pani Curie ubiegania się o miejsce w Akademii.