A jaki on sam miał stosunek do swojego bohaterstwa?
Violetta: Każdy, kto go poznawał był bardzo zawiedziony. Chciał oddać cześć swojemu bohaterowi, a on to gadanie o swoim bohaterstwie po prostu wyśmiewał, wyszydzał. To musiało boleć ludzi, którzy chcieli się spotkać z bohaterem. Jest taka anegdota o nim, którą opowiadał nam grafik Andrzej Czeczot, że jak siedzieli w większym gronie ludzi na pewnym przyjęciu i jedli deser, to jedna Pani z głosem pełnym egzaltacji powiedziała: – Panie Marku, może opowie nam Pan jak się walczyło w czasie powstania? A on krótko odpowiedział: – Ja nie walczyłem, ja spieprzałem, dlatego przeżyłem.
Magdalena: To nie był człowiek od stania na trzydziestym piętrze ze sztandarem i wymachiwania nim, jak nam powiedział Konstanty Gebert. To była osoba głęboko zanurzona w codzienności. Gdy przychodzili do niego znajomi na rozmowę, to ważniejsze od wielkich spraw, były te codzienne: czy mama jest zdrowa, czy dziecko jest zdrowe, co to jest za krostka, czy jadłaś obiad, czy jest ciepło na dworze, czy masz pieniądze, czy dobrze ci z mężem.