Magdalena: Był świadkiem śmierci tysięcy ludzi.
Violetta: Irena Jaros opowiedziała nam anegdotę, że gdy pracowali razem w szpitalu, to przez pewien czas leżał tam aktor łódzkiej sceny teatralnej, który był chory na serce. Często odwiedzał Irenę, która wtedy pracowała w bibliotece. Któregoś dnia nie przyszedł i Irena poszła sprawdzić, co się z nim dzieje. Okazało się, że z izolatki został przeniesiony na korytarz, gdzie było mnóstwo ludzi. Narzekał, że czuje się jak gdyby leżał na dworcu PKP. Irena Jaros poszła do Edelmana z pretensją, dlaczego go tam położył. Na co on powiedział: – Musiałem zrobić miejsce dla kogoś, kto przeżyje.
Magdalena: Był bardzo bezpośredni. Józef Wancer opowiedział taką historię, że jak byli gdzieś na wsi i druga żona Jacka Kuronia, Danusia, przyszła któregoś dnia i powiedziała, że jakiś chłopiec jest chory i chciała pokazać Markowi jego badania, to on na nie nawet nie spojrzał. Uznał, że to są jakieś nowoczesne badania, na których się nie zna, że jeśli chłopiec ma swojego lekarza, to niech idzie do niego, że on (Marek) mu nie pomoże. Powiedział tylko, że chłopak powinien wiedzieć, że umrze i, że ma się cieszyć, że dożył tylu lat, że i tak żył 6 lat dłużej niż ktoś, kogo Edelman znał w getcie. To był dwudziestokilkuletni student.