Tego się nie spodziewał...
Kiedy Maciej Stuhr postanowił wesprzeć akcję oddawania szpiku kostnego, był przekonany, że jego zadanie ograniczy się do kilku fotografii, ciepłych słów i "firmowania" przedsięwzięcia swoją znaną twarzą. Kiedy jednak dziennikarze wymyślili, że najchętniej zrobią mu zdjęcia w trakcie oddawania próbki krwi do banku, wiedział, że wycofać się nie może. Los chciał, że już po trzech miesiącach zadzwonił telefon i okazało się, że aktor ma niezwykłą zgodność z osobą, która jego szpiku potrzebuje. Już bez wahania zgodził się na przeszczep - nie z kości, lecz z krwi. Po kilku dniach zażywania specjalnego leku pojechał do szpitala, gdzie przez pięć godzin z jednej ręki pobierano mu krew, a do drugiej ją pompowano po odsączeniu komórek macierzystych.
Swojego biorcę poznał rok później, podczas kongresu dawców szpiku. Okazała się nim być... mała dziewczynka, Patrycja. Jak sam przyznaje, tego się nie spodziewał i najzwyczajniej w świecie się rozkleił. Aktor wciąż utrzymuje z nią kontakt, przesyłając z każdego wyjazdu pocztówkę.