Co kogo bawi
Podstawówka Maćka Stuhra mieściła się dwieście metrów od Rotundy, w której odbywał się przegląd kabaretów PAKA. Ojciec był tam jurorem, więc chłopaka też nie mogło zabraknąć. Czasy liceum to fascynacja takimi klasykami, jak kabaret Koń Polski, Fajf czy Potem. Zaczęły się także pierwsze samodzielne występy, prowadzenie pierwszych imprez, pisanie monologów. Wciąż jednak pozostawała w nim obawa przed byciem nikim więcej, jak tylko synem swojego ojca. Tym bardziej, że podglądający popisy syna Jerzy nigdy nie był łagodnym recenzentem.
Zamiast jednak od razu pójść na studia, Maciej wraz z Bogusławem Kaczmarczykiem założył w 1995 roku kabaret Po Żarcie. Do dziś dla wielu artystów pozostaje on wzorem. Niedoścignionym.
- Kiedyś kabaret był dawkowany widzom, a jakieś dziesięć-dwanaście lat temu okazało się, że trzeba rozśmieszać kilka godzin dziennie - zauważa Maciej Stuhr. - Nie ma takiej głowy (...) w której zrodziłoby się tyle dobrych tekstów. Więc pisze się to, co ślina na język przyniesie.
Jako przykład złego skeczu artysta przywołuje ten, w którym "facet (...) przebiera się za Mariolkę, a następnie przez dwadzieścia pięć minut opowiada coś na scenie, a w tym czasie można się uśmiechnąć może ze trzy razy (...). Dla kogoś, kto para się tym rzemiosłem, jasne jest, że jeśli po dziesięciu minutach nieśmiesznego tekstu pada słowo "dupa" albo "ku*wa" [ocenzurowane przez redakcję], to znaczy, że się skończyły pomysły na dowcip".