Wszyscy nas rozpijają
Alkohol nie od dziś jest w polskiej kulturze silnie obecny. Weźmy choćby papieskiego wysłannika Juliusza Ruggieriego i jego raport zdany w 1568 Piusowi V: "Upijanie się jest u Polaków chwalebnym zwyczajem, niewątpliwym dowodem szczerości, dobrego wychowania; przeciwnie trzeźwość poczytywana jest za grubiaństwo". Stomma przywołuje, pośród wielu źródeł, raport Fryderyka Goleńskiego, naczelnika powiatu wieluńskiego, "w którym w ciagu jednego miesiąca roku 1844 trzynaście osób zmarło z pijaństwa". Zamiłowanie Polaków do alkoholu było dla cudzoziemców zjawiskiem zdumiewającym, problem leży jednak gdzie indziej. Zamiast spojrzeć prawdzie w oczy, od wieków szukamy rozmaitych wymówek.
Najpierw rozpijali nas zaborcy (choć wprowadzane przez nich przepisy na to nie wskazują), potem niemieccy okupanci, następnie komunistyczne władze. Ale żeby tak sami z siebie? Nigdy. Stomma przywołuje esej Joanny Siedleckiej o Grochowiaku, w którym pojawia się teza, że wcześnie zmarli artyści, tacy jak Wojaczek czy Bursa, pili, gdyż alkohol "był próbą samoobrony przed ideologiczną presją systemu". W odpowiedzi autor pyta retorycznie, czy zamiłowanie do mocnych trunków, jakie wykazywali np. artyści młodopolscy, było "namiastką wolności i swobody, próbą samoobrony przed ideologiczną presją CK agentów Franciszka Józefa".