Ostatni list
Po wprowadzeniu stanu wojennego internowana została cała rodzina Kuroniów - Jacek, Maciej i Gaja. Ona siedziała w Olszynce Grochowskiej, Gołdapi i Darłówku - Jacek i Maciek - w więzieniu w Białołęce. W czerwcu 1982 roku Gajkę zwolniono ze względu na stan zdrowia. Wydawało się, że chodzi o problemy kobiece, jednak Marek Edelman, który badał Gaję zwrócił uwagę na dziwny kaszel. Okazało się, że cierpi na bardzo rzadką, nieuleczalną chorobę płuc, nieuchronnie prowadzącą do śmierci. Edelman postawił sobie cel - utrzymać Gaję przy życiu do czasu wyjścia Jacka z więzienia. Ani jej, ani Jackowi nie powiedział prawdy o rokowaniach choroby - tłumaczył później, że nie chciał odbierać im nadziei. Edelman opiekował się Gają w swoim mieszkaniu w Łodzi.
Przez całą chorobę żony Jacek siedział w więzieniu. Regularnie wymieniali listy, Grażyna starała się nie martwić męża swoim zdrowiem, przedstawiała chorobę jako stan przejściowy, podkreślała, jak wspaniałą opieką otaczają ją przyjaciele. W liście z 21 listopada 1982 roku Kuroń pisał: "Ale przede wszystkim, to Ciebie kocham. Tego nie sposób opisać ani nawet nazwać, to jest ze mną w każdym momencie, w każdym oddechu i wtedy, kiedy robi się mroczno, bo bywa mroczno, i wtedy, a nawet przede wszystkim wtedy, kiedy słonecznie. Bo dzięki Tobie słońce tu świeci także w pochmurne dni. Pa - Ja". Tego listu Gaja już jednak nie przeczytała.